15-01-2016

Jakub Krzywak

Co prawda już jakiś czas temu ukazał się nasz wywiad z Tomkiem, ale postanowiliśmy Wam przypominać naszych profilowych „przyjaciół” 🙂

Kolejne podejście do naszych cyklicznych pogadanek. Tym razem po raz kolejny rozmowa z Tomkiem Pawłowskim z którym miałem już przyjemność przeprowadzić wywiad na łamach portalu. O czym tym razem? Oczywiście o technologii, pasji i branży. Skupiamy się jednak na pracy z Czesławem Śpiewa, podejściu do brzmienia, oraz narzędziach jakie wykorzystuje w swojej pracy.

Tomek Pawłowski

Gwiazda tego wywiadu czyli Tomek Pawłowski 🙂

Ile to już zespołów z którymi miałeś przyjemność współpracować?

Jeśli masz na myśli zespoły, to z nikim na stałe. Było kilka zastępstw, jakieś mniejsze znajome bandy. Dłuższe lub krótsze przygody w klubach muzycznych w Poznaniu. W Klubie „u Bazyla” zaczynałem i dalej dla zabawy tam działam, w wolnej chwili. Ma swoją specyfikę i bywa nie lada wyzwaniem 🙂 Była również współpraca mniej lub bardziej z doskoku z firmami nagłośnieniowymi, ale od paru lat na stałę z Sound & Lights Service.

Firmy nagłośnieniowe i niezależni artyści. Z kim jest łatwiej?

Najłatwiej pracuje się z fajnymi ludźmi i na dobrym sprzęcie. Nie ma tu znaczenia, czy to zespół, klub czy firma. Oczywiście w firmie nagłośnieniowej bywa więcej pracy fizycznej, ale za to najwięcej czasu spędza się na świeżym powietrzu 🙂 Ta różnorodność jest świetna, dzięki niej nie ma nudy.

Ukończyłeś Uniwersytet w Poznaniu na wydziale Akustyki. Czy to dużo daje w praktycznym uprawianiu tego zawodu?

Moim zdaniem tak. Mimo, że znam kilku samouków, którzy są znakomitymi profesjonalistami, ja się czuję dużo pewniej z tym całym teoretycznym backgroundem ze studiów. Zajmuję się nie tylko miksowaniem, ale również projektowaniem i strojeniem systemów. Wiedza teoretyczna jest moim zdaniem niezbędna, żeby robić to dobrze. Niezależnie od tego, czy nabyta na studiach, czy w jakikolwiek inny sposób. Oczywiście z drugiej strony patrząc, same studia bez praktyki to trochę jak wjechać samochodem do centrum Warszawy jedynie po zajęciach teoretycznych 🙂 Trzeba połączyć teorię, praktykę i pasję.

Można powiedzieć, że dla tego zawodu trzeba dużo poświęcić?

Zawód jest trudny, wymagający ogromnego zapału niezależnie od kraju. Nie jesteśmy jacyś szczególni w Polsce. Używamy tych samych urządzeń i robimy to samo na całym świecie. Chłopaki z SSE Audio Group po ostatnim koncercie na Rumblin Man w Anglii tak samo zakasali rękawy i ruszyli do demontażu trwającego prawie do rana. A podaję tylko jeden przykład. Z rozwojem również nie ma problemu, bo dostęp do materiałów i publikacji jest w internecie doskonały, a szkoleń i prezentacji mamy w Polsce, aż czasami zbyt wiele, żeby na każdym być.

„Dotknąłeś” chyba większości konsolet na rynku?

Tak, właściwie chyba na wszystkich. Nie miałem okazji realizować na PM1D i XL8.

Próby trwają...

Próby trwają…

Dużo się zmieniło na przestrzeni kilkunastu lat w technologii?

Nie wiem, zapytaj kogoś starszego 🙂 Mimo, że zaczynałem na analogowych konsoletach, to nie miałem okazji np. obsługiwać dużego festiwalu z analogowych stołów… Ale nawet w klubie praca z małą cyfrą jest łatwiejsza, niż nawet z całkiem niezłym analogiem. Nawet mając trzy zespoły w trakcie wieczoru znacznie wygodniej jest na takiej SD9, Vi1, czy Pro2, niż nawet na MH4 z wypchanym outboardem.

Jak się zaczęła Twoja przygoda z Czesławem?

Zespół przestał współpracować z poprzednim realizatorem (pozdrowienia Łukasz :)) i szukał nowego. Jesienią 2013 tydzień po tygodniu jechał w kilka czterodniowych tras z innymi realizatorami, m.in. ze mną. Chyba było fajnie, bo jeszcze zimą zadzwonili do mnie 🙂 Z Przemkiem, tourmanagerem, odbyłem wtedy najlepszą „rozmowę kwalifikacyjną” jaka kiedykolwiek miała miejsce na świecie 🙂

To wymagający pracodawca?

Bardzo wymagający, ale na zasadzie współpracy na poziomie, a nie spełniania wymagań bandu. Dużo dyskutujemy, idziemy na kompromisy, próbujemy nowych, niestandardowych rozwiązań.

Ilu muzyków liczy zespół?

W pełnym składzie liczy 7 osób. Ale nie zawsze wszyscy mogą z Danii przyjechać na trasę, bo tylko Czasław mieszka w Polsce. Jest Troels, bębniarz z przeciekawym zestawem pierwszych akrylowych bębnów Wooding. Nie ma nawet takiego hasła w Wikipedii. Oprócz tego Troels używa DTX’a i ogromną podłogę z dzwoneczkami, efektami, gadżetami, gitalele, co chwilę coś nowego. Sosser, przesympatyczna basistka, gra także na flecie poprzecznym, kontrabasie, czasem gitarze klasycznej. The Hans, gitarzysta i DJ gra także na pile muzycznej i flecie prostym. Karen gra na saksofonach i klarnetach. Jakob na tubie i suzafonie, ale czasem przez piec gitarowy i ze swoimi efektami. Jest Martin, wirtuoz akordeonu, który w akordeon ma wbudowany moduł midi i korzysta z Hammonda XM2. No i oczywiście Czesław, którego instrumentem jest piano, wurlitzer i czasem także akordeon. Kiedy ktoś nie może być z nami na koncercie, inny muzyk przejmuje jego rolę. Np. Sosser musi zostać w Danii, to Hans realizuje bas na gitarze barytonowej, albo Jakob na tubie, albo Martin na Hammondzie z oktawerem, albo Troels na DTXie, albo Karen na saksofonie barytonowym, albo…

To nie jest zespół w klasycznym rozumieniu, tylko cały czas przekształcająca się i ewoluująca bestia! 🙂 Najlepszy band ever! A na wiosnę ruszamy w trasę z barokowym zespołem smyczkowym…

Jedna z realizacji Tomka

Jedna z realizacji Tomka

Dużo kreatywnych kombinacji, niestandardowych rozwiązań…

Zgadza się. Niestandardowe podejście jest takie, że nie graliśmy na przestrzeni dwóch lat dwóch takich samych koncertów. (I weź tu rider napisz… ) Albo jest inny skład, albo inne utwory, albo inna energia, bo zespół gra zupełnie inaczej w sali filharmonii, klubie rockowym i na Festiwalu Jarocin. Zawsze w klimacie. Muzycy stale improwizują, więc muszę mieć zawsze wszystkie elementy miksu pod ręką. Niestandardowe może być również to, że nawet w plenerze zdarzało mi się robić monitory z frontu, bo zespół bardzo to lubi. Z ciekawszych historii: Pamiętam jeden z pierwszych koncertów. Poprosiłem Troelsa o zaznaczenie na set-liście, kiedy gra delikatnie na bębnach np. miotełkami, żebym zawczasu wyłączył bramki. Usłyszałem: „Stary… nie wiem, zależy jaki będę miał nastrój i jak będzie grał cały zespół”. Jedyne co mogłem zrobić, to nie używać bramek wcale. Ale z tym też nie ma problemu, bo Troels dostaje bębny w monitor i tak je stroi, żeby bramkowanie nie było potrzebne.

Od samego początku współpracy zasugerowałem kupno mikrofonów wokalowych, bo z tym miałem najtrudniej. Dość głośna momentami scena i siedem otwartych przez cały czas mikrofonów na dość wysokim gainie. Rozwiązaniem okazały się Bety 57’e. Najlepsze moim zdaniem mikrofony wokalowe 😉 A Paweł Danikiewicz ciągle nie chce powiedzieć kiedy będzie wersja bezprzewodowa 🙂

Jest taki moment w „Maszynce do świergolania”, że zostają same wokale i one są przepuszczone przez Autotune i co by nie śpiewali, to jest w Cis-Dur…
Niestandardowe pewnie będzie miksowanie trasy z Arte Dei Suanatori. W składzie znalazły się również dwoje skrzypiec, dwoje altówek i wiolonczela. Barokowe instrumenty, struny z jelit itd.. Oprócz klipsów są AKG214 w X-Y lub AKG314 w M-S przed nimi i balansownie stale pomiędzy bliskim i dalekim ujęciem zależnie od utworu, który jest grany. Za to bębny nagłośnione tylko metodą Gyna Johnsa…

W domu nie bywasz pewnie często…

Odkąd zajmuję się realizacją dźwięku nie za często bywam w domu. Taka specyfika zawodu.

Wierzyłeś w dobre intencje organizatorów i techniki podczas pierwszej trasy z Czesławem?

Na „dzień dobry” okazało się, że w dobre intencje firm i organizatorów nie ma co wierzyć i zabraliśmy ze sobą Soundcrafta SiExpression. Lubię tę konstrukcję, ale okazała się za mała i zbyt ograniczona na to jak chcieliśmy pracować z zespołem.

Potem było parę koncertów na lokalnym sprzęcie które były powiedzmy, że trudne. Potem sezon letni, gdzie w plenerach raczej się wszędzie zgadzało, ale przed kolejną trasą klubową postanowiliśmy coś zmienić.

Wtedy przyszła decyzja o zakupie własnej „deski”?

Myśleliśmy o tym już od początku, ale trzeba było rzeczywiście pojeździć z własną deską, żeby upewnić się jak bardzo warto.

Na co zwracałeś uwagę przy wyborze?

Na całokształt oczywiście. Rozważałem kilka konstrukcji, a że pracowałem wcześniej na wszystkich małych i średnich konsoletach dostępnych na rynku w zasadzie już od początku chodziło mi po głowie DiGiCo.

DiGiCo SD9

DiGiCo SD9

DiGiCo SD9

No to teraz opowiedz mi o tym 🙂

Mój powód był taki, że jest to najbardziej elastyczne urządzenie, na jakim pracowałem. Nie bez znaczenia jest również to, że ma czysty, niebarwiony na dzień dobry sound. Wiesz o czym mówię? 😉

Zespół docenił doskonałe brzmienie i to, że naprawdę szybko jestem w stanie dopasować sie do każdego pomysłu jaki mają. Na przykład za pomocą częściowego wczytywania elementów show, bardzo dobrze rozwiązanych snapshotów, makr, bilbiotek presetów i pełnej dowolności w ustawieniu warstw roboczych. Co i rusz uczę się nowej konsolety, bo ułożenie warstw, czy makra są diametralnie różne.

Jak wygląda Twój setup?

Zdecydowaliśmy się na SD9 z D2-rackiem, który mieliśmy wtedy jedyni i pierwsi w Polsce. Połączenie przewodem CAT5, które jest najłatwiejsze do dostania w miejscach, które gramy, dzięki czemu nie musimy zawsze rozwijać naszego snake’a. D2-rack daje mi również możliwość pracy w 96kHz. Kilka razy z tego skorzystałem, ale w naprawdę dobrej sali i na dobrym PA. 

Panuje przekonanie (w Polsce), że konsoleta jest bardzo wszechstronna, ale trudna do opanowania ze względu na mnogość możliwości np. patchowania…

Absolutnie tego nie rozumiem. Wydaje mi się, że trochę kiepsko jest ze szkoleniami z tego miksera w Polsce. Funkcji i opcji jest mnóstwo, ale do standardowego „skręcenia sztuki” wcale nie trzeba z nich korzystać.

Zdarzyło mi się zastępstwo na monitorach w tym roku z pewnym zespołem i dostałem do rąk właśnie SD9. Technik, który miał mi asystować absolutnie nie znał tego urządzenia, a ja od zera skonfigurowałem stół tak szybko, że na innym mogłoby się to nie udać. Patchowanie jest banalne i bardzo szybkie, panel Audio I/O czytelny i wyposażony w znakomitą funkcję line-check. Ma mnóstwo udogodnień, takich jak copy-audio… możnaby wymieniać bardzo długo.

A jak jest z szybkością pracy SD9?

Szybkość jest doskonała. I jeszcze raz, bardzo mnie dziwi, że powrzechne mniemanie jest takie, że to trudne urządzenie. Algorytmy – znów temat rzeka. Bardzo lubię pracę korektora w obu trybach precision i classic, zależnie od potrzeby. Korektor dynamiczny działa fenomenalnie i jest to jedno z moich ulubionych narzędzi oferowanych przez SD. Lubię, że można wybrać, czy dynamika ma być przed, czy po korekcji. Nie mam zastrzeżeń do kompresorów, a wielopasmowy kompresor jest cudowny. Bramki bramkują, de-esser de-essuje i już 🙂

Słyszałem od wielu realizatorów, że mikser ma bardzo słabe efekty. W trybie true stereo i po kilku ruchach ustawień, czy korekcji powrotu naprawdę dobrze się kleją. Mi pasują. Lubię delay. Lubię, że ma modulację. Fajne są pogłosy non-linear. Słuchając potem na spokojnie w domu sum stereo nagranych z koncertu upewniam się, że jest dobrze jeśli chodzi o efekty.  Oczywiście cóż, to nie PCM96, ale naprawdę nie oczekuję, że w tej konsolecie sam efekt będzie wartości 4000 euro…

Zespół jest bardzo zadowolony :)

Zespół jest bardzo zadowolony z zakupu 🙂

DiGiCo opiera swoje środowisko pracy o system Windows. Jest stabilnie?

W DiGiCo SD9 które mamy działa to świetnie. Windows służy tylko do obsługi peryferiów komputera i odpalenia SD9.exe, potem już jest soft konsolety. Stół budzi się bardzo szybko. Na Windows są również Vi, Avid, i działają. Nie uważam, że musi być np. Linux, żeby było stabilnie. Czasem jest wręcz przeciwnie. Mamy w SLS na magazynie parę konstrukcji dźwiekowych i oświetleniowych opartych o Linuxa i tam trochę różnie bywa ze stabilnnością i awaryjnością… Z innym zespołem na trasie miałem w trakcie koncertów trzy urządzenia oparte o Windows, tzn. DiGiCo D1, Della z dość dobrze zapakowanym MultiRackiem i Della rejestrującego koncerty. Działałą.. po prostu.

Bardzo mnie interesuje Twój patch i peryferia

Wydaję mi się, że to nic niezwykłego. Patch stageboxa jest taki jak zawsze, z tą różnicą, że zawsze po instrumentach jest wokal muzyka, który te instrumenty obsługuje. Tak jest łatwiej podzielić sygnały na podpytki. W stole mam już poukładane inaczej, pod siebie z wykorzystaniem Multichannels. W plenerowych sytuacjach, gdzie godzę się dla zaoszczędzenia czasu na lokalne mikrofony bezprzewodowe wystarczy, że technika podłączy je w ostatnią kartę stageboxa w odpowiedniej kolejności, a ja zmienię wejście z A na B w konsolecie. W samej konsolecie dzieje się dużo więcej. Warstwy monitorowe, osobny bank dla Troelsa, który miksuje swój monitor z iPada. Tu się przydaje wysyłanie grupy na Aux… Podgrupa zespołu, podgrupa wszystkich wokali oprócz Czesława, kilka matryc. Muszę się czasem posiłkować osobnymi wyjściami na subbasy i fronfille, bo to co się wyrabia w procesorze, to panie… Dzięki fitrom działającym w pełym zakresie i liniom opóźniającym mogę uratować sytuację.

Jeśli chodzi o peryferia, wykorzystuję chyba całe dobrodziejstwo deski. Kompresory pasmowe na grupie instrumentów, na DTXie. Korektory dynamiczne na werblu, wokalach, akordeonie. Digitube w trybie pełnym i Warmth na kilku kanałach, Wurlitzer, tomy, stopa to jedne z kilku. W paru instrumentach warstwy monitorowej mam zainsertowane korektory graficzne, żeby pozbyć się częstotliwości, których jest zawsze za dużo. W zamian za to, odstrojenie monitora, to parę ruchów korektora parametrycznego na danym Auxie. W więszkości przypadków 😉

Jakieś oryginalne rozwiązania, którymi możesz się z nami podzielić?

Ukrytego ekspresu do kawy jeszcze nie znalazłem:) Dzięki DiGiCo można zmiksować dobrze brzmiący koncert łatwo przyjemnie i upraszczając sobie pracę na wiele sposobów. Są multichannels, różne tryby pracy control groups, jest matryca m-s na każdym kanale przełączonym w stereo.

Są dwa patenty, które mnie osobiście rozłożyły, kiedy się o nich dowiedziałem. Pierwszy to wewnętrzny gain-tracking, trimujący czułości na warstwie monitorowej odwrotnie do moich ruchów przedzmacniaczy na frontowej warstwie. Drugi to ujemny delay. Można dany kanał przyspieszyć o wartość do 127 próbek. Oczywiście nie ma tutaj jasnowidztwa elektroakustycznego, tylko opóźnienie całej konsolety do danej wartości. Hmm, a po co? No właśnie 🙂 Bywa użyteczne. Lubię, że można w SD9 rozparować (unfold) stereofoniczną grupę, również sumę. Jeśli w danym miejscu obie strony nie grają równo, albo muzyk, który ma z tego stoły kręcone IEMy ma jakiś jednostronny ubytek.

Wykorzystujesz zewnętrzny procesing?

Z zespołem Czesław Śpiewa nie. Nie widzę potrzeby. Mam wszystko co potrzebne w SD9. Także pogłosy! 😉

Atmosfera w zespole jest bardzo dobra :)

Atmosfera w zespole jest bardzo dobra 🙂


Rejestrujesz koncerty?

Za pomocą Madi-Face akurat, ale tak. Rejestruję prawie każdy. Funkcja „listen to copied audio” pozwalająca na podmianę wejść ze stage-boxa na nagrane ślady za pomocą jednego kliknięcia bardzo mi pomaga przy wirualnej próbie.

Musimy już chyba kończyć więc życzę powodzenia na trasie!

Dzięki wielkie!

Pliki do pobrania