06-02-2012

Jakub Krzywak

Maciek ukończył Akademie Muzyczną w Katowicach (kierunek realizacja dźwięku). Na stałe współpracuje z Katarzyną Groniec, oraz kabaretem Neo Nówka.

Nam odpowiada na kilka pytań (lub jak kto woli haseł). Zapraszamy!

Twoja ścieżka zawodowa

Maciej Prokopowicz:

Przygoda z muzyką zaczęła się w dzieciństwie, później kilka rock’n’rollowych zespołów. Codzienne próby pamiętam już z czasów licealnych. Zawsze wiedziałem, że chcę uczynić z muzyki swoją pracę i małymi krokami szedłem do przodu – było to dla mnie ważne. Przerabiałem tonę płyt, chodziłem na wszystkie koncerty, jakie tylko były w zasięgu mojego portfela i portfela moich rodziców.

Pamiętam czas, kiedy dostałem od rodziców ROLAND-D-20. Pierwszy sekwencer w moim życiu. Zaczęło to budzić we mnie inne spojrzenie na muzykę. Próbując swoich pierwszych aranży, kompozycji, zaczynałem myśleć innymi kategoriami o formie, rytmie, ilości instrumentów, itd. Kolejnym krokiem było ATARI 1040 ST. Tutaj już oszalałem do końca. Od Andrzeja Waśniewskiego dostałem CUBASE (nie pamiętam już jaka to wersja) i pierwsze lekcje z obsługi tego cudownego urządzenia. Otworzyło się we mnie inne myślenie o muzyce: równanie, kopiowanie, proporcje instrumentów. Pamiętam, że była potrzeba częstego zapisywania sesji. Program lubił się zawieszać. Ten nawyk został mi do dzisiaj. Mimo, że pracuje się teraz totalnie na innym poziomie softowym i sprzętowym, wspominam atarynkę z uśmiechem.

Po kilku nocach spędzonych z Atari doszedłem do najważniejszego wniosku w swoim życiu. „Chcę zostać panem od głośniej, ciszej”. Uświadomiłem sobie, że to co najbardziej mnie interesowało w muzyce to właśnie jest ta część realizacyjno-produkcyjna. Nie miałem tyle radości jak moi koledzy, kiedy ściągali z płyt kolejne zagrywki, analizując solówki i harmonię. Kręciło mnie coś innego, tylko jako młody człowiek nie wiedziałem jak to się nazywa.

Procedura została rozpoczęta. Zaczęło się pewnie jak w wielu innych przypadkach. Pierwsza firma nagłośnieniowa i obsługa sceny, bóle pleców, itd.

Muszę jeszcze wspomnieć o jednej osobie, którą poznałem bardzo dawno temu. Robiąc pierwsze joby nagłośnieniowe jako technik chciałem rozwijać się jako realizator studyjny. Czasy były trochę inne niż teraz. Poważniejsze komputery były drogie, nie było tyle interfejsów, programów, w Internecie nie było tyle wiedzy jak dzisiaj. Zainteresowanie tematem było znacznie mniejsze. Pamiętam, że byłem tak zdeterminowany, że zadzwoniłem do wszystkich studiów nagraniowych we Wrocławiu z pytaniem o nieodpłatny etat asystenta. Na 6 telefonów jeden człowiek zechciał się umówić ze mną na spotkanie. Był to Grzesiek Czachor (TUBA STUDIO). Pamiętam kiedy stanąłem w radiu (bo tam wtedy studio wynajmowało pomieszczenia) i powiedziałem: „jestem”. Odbyła się rozmowa, po której usłyszałem, że możemy spróbować, tylko muszę znać Pro-Tools’a. Ściągnąłem wtedy wersję LE i próbowałem coś z tego zrozumieć. Po dwóch tygodniach zadzwoniłem i oświadczyłem, że Pro-Tools jest łatwy, a ja wszystko już wiem. Grzesiek powiedział to przyjeżdżaj, jest robota. Dostałem do montażu jakiś utwór Rachmaninowa. Czytałem wtedy nuty w miarę biegle i to nie było problemem. Walczyłem z Pro-Tools’em. Pamiętam, że trwało to bardzo długo. Montaż i edycję wykonywałem oczywiście w studio na dużym PT.

Udało się zamknąć edycję i montaż z jakimś minimalnym sukcesem, ponieważ otrzymywałem kolejne zlecenia na edycję. Pamiętam, że dostałem swoją parę kluczy do studia. Asystowałem przy nagraniach Grześka i wykonywałem dużo prac edycyjno-montażowych. Jako najmłodszy zawodnik w studiu byłem skazany na  najgorsze godziny pracy, tzn. 24:00 – 08:00. Było warto 😉

Chwilę później dostałem się na Akademię Muzyczną w Katowicach. Otwierali wtedy kierunek dla realizatorów dźwięku. Aktywnie spędzony czas. Dużo nocnych rozmów o muzyce w ciasnym akademiku.

Dźwięk to dla Ciebie

MP:

…pasja, bardziej muzyka niż fizyka, sposób na życie, często też frustracja, cel, język, radość, spełnienie…

Brzmienie

MP:

Próbuję słuchać różnej muzyki, bo to wpisane jest w ten zawód. Istnieje potrzeba, aby poruszać się przynajmniej w kilku estetykach i być otwartym na nowe brzmienia. Najbliżej mnie jest wszelka muzyka „akustyczna”, z użyciem i naturalnym ujęciem akustycznych instrumentów. Gatunek, z którego wyrastałem. Choć realizuję również koncerty, gdzie jest mnóstwo elektroniki i to również bardzo mnie kręci.

Nie mam swojej żelaznej, niezmiennej recepty na brzmienie. Wokal robię tak, a stopę zazwyczaj tak i tak… Staram się dopasować do danej estetyki, pomysłu i wizji artysty, brzmienia zespołu. Nie mam zasady, że na tomy zawsze i wszędzie muszą być zapięte bramki, czy kompresor na werblu. Zauważyłem kiedyś, że bardzo dużo mi daje słuchanie zespołu podczas ich prób. Kiedy nie ma nagłośnienia, brzmienie jest w miarę surowe, niespreparowane. Zespół miksuje się sam (a przynajmniej tak powinno być) i to daje taki pierwszy obraz brzmienia w oczach muzyków. Jak oni to widzą na koncercie. Zapamiętanie takiego brzmienia bardzo pomaga w warunkach sounchecku i samego koncertu. Krótko mówiąc – wiemy czego chcemy, do czego zmierzamy. Myślę, że warto też poznać brzmienie gitarzysty, basisty stojąc obok nich i ich wzmacniaczy. Kiedy zespół gra z loopami staram się je wcześniej zabrać do domu i zapoznać się z tymi plikami. Co w nich gra, w jakim paśmie, jaką rolę będą pełniły w danym utworze. Przed koncertem nie ma już na to zazwyczaj czasu.

Staram się, aby moje miksy podczas koncertów były „muzyczne”. Bardzo dużą uwagę przywiązuję do proporcji pomiędzy poszczególnymi instrumentami, wokalami. Wiem, że niektórzy „live’owcy” dziwnie na to patrzą – dokładnie na  ilość ruchów faderami – ale chcę być precyzyjny w przekazie muzyki dla słuchacza. Być może jest to nawyk wyniesiony ze studia.

Współpracuję na stałe z Katarzyną Groniec. Ta artystka ma sposób śpiewania i interpretacji bardziej aktorski niż tradycyjna piosenkarka popowa. Rozpiętość dynamiczna jest bardzo szeroka. W takim gatunku muzycznym musi być słyszalne każde słowo. Staram się, aby tak było, a jednocześnie próbuję to skleić z zespołem. Granica jest bardzo delikatna. Zrozumiałość słowa i wokal dobrze osadzony w orkiestrze. Kiedy wokalistka będzie znacznie wyeksponowana ponad wszystkim innym, to też będzie słuchało się tego dziwnie.  Na pewno znajomość materiału muzycznego jest tutaj obowiązująca.

Jeżeli chodzi o systemy PA jestem zwolennikiem strojenia systemu w miarę liniowo.  Nie lubię zbyt dużej ilości dołu, szczególnie jeżeli nie ma nad tym kontroli z pozycji stołu. Często spotykam  aparatury, które „buczą” na dzień dobry. Nie wiem skąd się bierze takie myślenie, że ten bas to musi… Oczywiste jest, że są gatunki muzyczne, które tego potrzebują, ale dalej myślę o sub’ie odpowiednio opóźnionym, czytelnym i brzmiącym jak bas.

A jeśli studio?

MP:

Jest też różnica czy nagrywam materiał, o którym wiem, że będę go miksował osobiście, czy też realizuję nagrania, którego ślady trafią do innego realizatora. Jeżeli nagrywam dla siebie, to na pewno więcej eksperymentuję, stawiam więcej mikrofonów, stosuje głębszą kompresję i eq już na etapie nagrań. W przypadku kiedy ślady są przygotowywane dla innego inżyniera miksu, wybieram bardziej klasyczne sposoby omikrofonowania i wgrania śladu.

Wymarzony setup

MP:

hm… powstrzymam się tutaj od fantazjowania. Jako realizator pracujący głównie z zespołami, lubię systemy przede wszystkim dobrze wystrojone i przygotowane. Jest kilka systemów na których się gra na świecie i wszystkie są dobre. Czasami po prostu nie są przygotowane do danych warunków. 

Pracujesz z…

MP:

Uwielbiam pracować z ekipą, która myśli o  słuchaczu w postaci  przygotowanego  frontfillu, outfillu, strefy, jeżeli jest taka potrzeba, z ludźmi, którym chce się pracować. Doceniam kulturę pracy, szacunek dla muzyków, punktualność, rzetelność i otwartość.

Słowo od siebie

MP:

Nie będę ukrywać, że sam czuję się młodszym kolegą z branży. Zawód niełatwy, często pewnie niedoceniany, ale niewątpliwie dający dużo satysfakcji.

Pliki do pobrania