28-07-2015

Jakub Krzywak

Nie zapomnieliśmy o naszych kolejnych „Userach”. Łukasz Koput swoją zawodową drogę zaczął w 2002 roku kiedy jak sam wspomina wybrał się z kolegą na koncert Lecha Janerki w Poznaniu. Jak to w większości przypadków w Poznaniu każdy młody i zafascynowany człowiek profesjonalnym dźwiękiem otarł się o firmę Fotis Sound. To świetna szkoła dla niedoświadczonych adeptów sztuki realizacji dźwięku. Potem była dłuższa przygoda i nauka, aż do momentu kiedy to Łukasz otrzymał propozycję najpierw od Patrycji Markowskiej, a następnie Raya Wilsona. Co było dalej? Zapraszamy na nasz wywiad 🙂

Łukasz Koput

Łukasz Koput

Realizator.pl: Zacznę od standardowego pytania, którym chyba już przyzwyczaiłem wszystkich czytelników portalu. Jak to się zaczęło?

Łukasz Koput: Wszystko zaczęło się w 2002 roku, kiedy wybrałem się z kolegą na koncert Lecha Janerki w Poznaniu. Powiedział mi wtedy, że nagłośnienie cytuje: „robi tu Fotis”. Zapytałem go wtedy co to znaczy. Wytłumaczył mi szybko, że kiedyś pracował u Fotisa i że to firma nagłośnieniowa, oraz, że to w sumie fajna tylko bardzo ciężka praca. Temat mnie strasznie zainteresował, ponieważ właśnie wtedy pracowałem jako „realizator” w Radio Afera. Zdobyłem numer do Fotisa i udało mi sie „wkręcić” na moją pierwszą sztukę.

Wiadomo… na początku to było zwijanie kabli i pchanie case’ów. Pózniej pozwolono mi realizować monitory, gdzie świetnie sobie radziłem. Ostatecznie zakończyło się na pracy za mikserem frontowym oraz przygotowywaniu imprez od strony bardziej biurowej, produkcyjnej, logistycznej.

Z kim przez ten cały okres czasu udało Ci się współpracować?

Przez te wszystkie lata pracowałem przy koncertach takich wykonawców jak Prodigy, Red Hot Chili Peppers, Lenny Kravitz, Kasabian, Duran Duran, Radiohead, Eric Clapton, Nelly Furtado, PJ Harvey, Scorpions, Stacey Kent, Angie Stone, Klaus Schulze feat. Lisa Gerard, Vaya Con Dios, Riverside, Kult, Perfect, Tomasz Stańko, Anna Maria Jopek, Stanisław Soyka, Tomasz Stańko, Leszek Możdżer, Ueszula Dudziak, Dżem, Zakopower, Coma, Raz Dwa Trzy i wielu innych. Pracowałem również przy takich festiwalach jak Woodstock czy Jarocin Festival. W 2010 roku dostałem propozycję stałej współpracy z Patrycją Markowską jako realizator monitorów. Bardzo dobrze wspominam ten czas. Natomiast przełomowym momentem w mojej pracy zawodowej była propozycja stałej współpracy jako realizator i menedżer produkcji projektu muzycznego Raya Wilsona. To był 2011 rok.

No właśnie. Docieramy do rozmowy o współpracy z Rayem Wilsonem. Ciekaw jestem historii pierwszego spotkania..

Pamiętam pierwszy koncert bardzo dobrze. Zostałem poproszony o zrealizowanie monitorów na koncercie w Mielcu. Była to jednorazowa propozycja. Cały zespół używał wtedy i nadal używa odsłuchów dousznych. Zupełnie nie przypuszczałem, że dwa tygodnie później zadzwoni telefon i zapełni się mój kalendarz koncertami Raya. Przez pierewszy rok zajmowałem się realizacją monitorów. Jak to zwykle bywa pewnego dnia zaszła potrzeba, żebym zrealizował miks frontowy i tak już zostało.

Ray Wilson "Genesis Classic"

Próby przed koncertem Raya

Z Rayem zwiedziłeś chyba z pół świata?

Tak to prawda, gramy co prawda głównie w Niemczech, ale bywamy również w Austrii, Czechach, Szwajcarii, czy Włoszech. Dalsze podróże, które mogę sobie przypomnieć to Szkocja, Argentyna, czy Norwegia.

W takim razie masz spore doświadczenie w pracy z różnymi firmami nagłośnieniowymi zarówno w kraju jak i za granicą. Mamy jakieś wspólne cechy?

Jest mnóstwo wspólnych cech. Zarówno w Polsce, jak i za jej granicami zdarzają się firmy gdzie naprawdę wszystko jest dopięte na ostatni guzik, jak i takie, gdzie trzeba czasem mieć wiele dystansu, żeby nerwy nie wzięły góry. To w dużej mierze zależy od ludzi, na których trafisz. Sprzętowo uważam, że Polska stoi na wysokim poziomie w porównaniu z naszymi zagranicznymi sąsiadami. Jest tam mnóstwo małych firm z byle nagłośnieniem, które często pozostawia wiele do życzenia. Oczywiście nie jest to regułą. Niesprawiedliwym byłoby stwierdzenie, że u nas jest świetnie, a tam jest wszystko do niczego. Chodzi o to, że w Polsce miałem mniej nieprzyjemnych niespodzianek niż gdzie indziej.

Jeździsz ze swoją konsoletą frontową od początku współpracy z Rayem?

Jeśli chodzi o stół monitorowy, to odkąd pamiętam zawsze tam była Yamaha LS9. Natomiast z mikserem frontowym jeżdżę od początku tego roku. Wcześniej zazwyczaj używałem konsolet Soundcraft Vi, lub Digidesign Profile zapewnianych lokalnie.

Na stałe został Midas. Dlaczego?

Ponieważ jest to świetny system miksujący, dający wiele możliwości. Używam Midasa Pro2C. Można by twierdzić, że powierzchnia robocza jest trochę zbyt mała w tym urządzeniu, ale ja się zupełnie z tym nie zgodzę. Midas ma wiele świetnych rozwiązań, które niesamowicie przyspieszają pracę podczas miksowania i ułatwiają dostęp do konkretnych kanałów, czy funkcji. Podczas koncertów z sekcją dętą mamy opięte 42 kanały plus powroty efektów. Ani przez chwilę nie odczuwam, że mógłbym mieć więcej channel stripów na powierzchni. Wszystko jest kwestią odpowiedniej organizacji grup VCA i POP na konsolecie. Drugi i chyba najważniejszy powód to brzmienie. Midas ma świetne equalizery, w których po prostu jestem zakochany. Do złudzenia przypominają mi EQ w Midasie H3000 jeśli chodzi o czułość i brzmienie. Do tego niesamowite kompresory, które są nieprawdopodobnie „muzyczne”. Sam system Midas Pro2C z stagerackiem DL251 jest bardzo kompaktowy.

Brzmienie… No właśnie. Spotkałem się kilka razy z taką sugestią, że niezbyt często jesteśmy w stanie usłyszeć faktyczną różnicę w brzmieniu między konsoletami cyfrowymi. Co o tym sądzisz?

Absolutnie się z tym nie zgadzam. Kiedy dostaliśmy Pro2C na front różnicę usłyszeliśmy od razu. Szczególnie przy projekcie akustycznym czyli  bez perkusji, a z pianem, skrzypcami i dwiema gitarami akustycznymi. Nagle zrobiło się cieplej, pojawił się właściwy dół, zrobiło się po prostu miło dla ucha 🙂

Łukasz w trakcie realizacji

Łukasz w trakcie realizacji

Midas słynie z brzmienia, szczególnie tych analogowych konsolet. Miałeś okazję na nich pracować?

Tak, owszem, pracując jeszcze u Fotisa realizowałem koncerty na H3000, XL4, czy XL200. Moim ulubionym był wtedy H3000.

Możesz podjąć się porównania brzmienia tych analogowych do tych cyfrowych?

Jasne. Jak wspomniałem już wcześniej, wiele rzeczy w cyfrowych Midasach brzmieniowo do złudzenia przypomina starszych analogowych braci. Oczywiście sposób pracy jest zupełnie inny, ale to tylko kwestia przestawienia. Zarówno stoły cyfrowe, jak i analogowe mają świetne preampy, które brzmią bardzo „ciepło”, a equalizacja jest niesamowicie czuła i precyzyjna. Tak naprawdę trochę tęsknię, za miksowaniem na analogu ze świetnym outboardem. Niestety rozmiary tych konsolet są troszkę przesadzone jak na trasy z zespołem 😉

Jak wygląda Twoja konfiguracja sprzętowa?

Jest stosunkowo prosta, ponieważ wszystko czego potrzebuję mam już w stole. Mój zestaw to Midas Pro2C plus DL251 na scenie. Dodatkowo używam komputera z oprogramowaniem Smaart do strojenia systemu i analizy sygnału.

Ciekawi mnie Twój patch koncertowy…

Jeżeli chodzi o patch to generalnie jest tak, że patchuje wszystko na „prosto”. Natomiast w Midasie podgrupy i VCA są na tyle elastyczne, że nie musisz nic krosować. Wszystko masz na wierzchu. Wcześniej miałem już okazję pracować na Midasie Pro6 więc Midas Pro2c nie był dla mnie dużą nowością czy przeskokiem. Idea podgrup jest świetnie zaprojektowana. Nagle się okazuje, że nie musisz mieć 24 suwaków na wierzchu żeby coś zrobić. W zupełności wystarczy Ci 8. Ja mam tak to rozwiązane, że jedna grupa to są wszystkie najważniejsze elementy miksu, potem mam grupę z samymi gitarami, klawisze no i oczywiście bębny zrealizowane na grupie VCA oraz dodatkową grupę SOLO w której przywołuję sobie wszystkie instrumenty, które wychodzą na solo. Wszystko naprawdę świetnie zaprojektowane. Jedynie po pierwszym koncercie zweryfikowałem swoje założenia i pozmieniałem nieznacznie kilka instrumentów w kanałach. To tylko kilka zmian. Od tamtego momentu praktycznie żadnych istotniejszych edycji.

Możesz nam zdradzić kilka tajemnic Twojego miksu przy tym projekcie?

Ciężko tu mówić o jednolitym miksie, ponieważ show składa się z utworów pisanych od lat 70’tych po dzień dzisiejszy. Zupełnie inaczej się miksuje te stare utwory niż te z dzisiejszych czasów. Sygnałów zza sceny jest dość sporo, bo jak wspomniałem wcześniej na niektórych koncertach dochodzi do 42 kanałów. Staram się tak realizować, aby każdy najmniejszy szczegół był słyszalny, a nie zawsze jest to proste. Dlatego bardzo dużą wagę przykładam do dzielenia instrumentów pasmowo w miksie, tak aby każdy miał swój kawałek miejsca w miksie.

Input lista jest jak najbardziej standardowa. Zaczyna się od bębnów, przez bas, gitary, klawisze, instrumenty smyczkowe, instrumenty dęte, na wokalach skończywszy. Do wszystkiego muszę mieć szybki dostęp, ponieważ każdy z muzyków ma swój moment w show i musi być w zasięgu palca na stole. Dlatego zorganizowałem sobie tak grupy POP i VCA, aby szybko bez szukania trafić do konkretnego kanału. Dodatkowo używam czterech efektów, tj 3 pogłosy (hall na wokal, długi hall na instrumenty smyczkowe i dęte, plate na bębny i tap delay).

Używasz jakiś zewnętrznych wtyczek czy procesorów?

Nie. Tylko te algorytmy, które znajdują się w stole. To mi w zupełności wystarcza. Ja mam świadomość, że zewnętrzne wtyczki są świetne, ale ja generalnie jestem za prostotą więc nie mam takiej potrzeby, aby stosować jeszcze zewnętrzny processing.

W tym sezonie koncertowym znowu tyle samo koncertów co w ubiegłym?

Tak. Zgadza się. Jest ich bardzo dużo i oczywiście bardzo się z tego faktu cieszę.

W takim razie życzę powodzenia na trasie!

Dzięki!

Pliki do pobrania

|

| A | A