29-12-2016
Jakub Krzywak
Z modą i wszelkimi trendami jest jak z historią – lubią zataczać koła i się powtarzać. Nie inaczej jest w świecie audio. Renesans przeżywają lampy elektronowe i płyty winylowe, do łask z wolna wraca taśma i wszelkiej maści analogi. Wszystko co „vintage” jest na topie. Mikrofony oczywiście też. Te naprawdę stare, legendarne konstrukcje osiągają astronomiczne ceny na rynku wtórnym, przez swoje specyficzne walory brzmieniowe oraz fakt, że niektóre z biegiem czasu stają się naprawdę unikatowe (jak choćby pierwszej generacji AKG C12 czy Telefunken / Neumann U47). Na fali tej fascynacji „oldschoolem” powstają też nowe konstrukcje nawiązujące stylistyką do lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Jedną z nich jest Heil Sound „The Fin”, którego miałem w tym tygodniu okazję przetestować.
Wygląd i wykonanie
Tak, stylistyce i aspektom wizualnym tego mikrofonu zdecydowanie należy się osobny akapit. Klasyczny kształt obudowy stylizowanej na lata 60-te dostępny jest w dwóch wariantach kolorystycznych: klasyczny połyskujący chrom oraz nieco bardziej futurystyczne wykończenie w kolorze czarnym matowym. To jednak nie koniec. Mamy także do wyboru trzy warianty podświetlenia! Tak, to co Szanowny Czytelniku widzisz na zdjęciach to nie filtr z Instagrama. W środku The Fin zainstalowano diody LED uruchamiane zasilaniem Phantom +48V w kolorze niebieskim, czerwonym lub białym do wyboru. Ja do testu otrzymałem wersję chromowaną z niebieskim podświetleniem i…
Trzeba przyznać, że wygląd mikrofonu robi wrażenie, podobnie zresztą jak jakość jego wykonania. Już samo opakowanie – bardzo solidny kejsik z grubą, wyciętą laserowo pianką w środku sugeruje, że mamy do czynienia z produktem wysokiej jakości. Obudowa mikrofonu – ciężka, metalowa konstrukcja jak przystało na vintage sprawia wrażenie bardzo solidnej, wręcz pancernej, a stylowy grawer z logo producenta umieszczony z tyłu ładnie dopełnia całości.
Konstrukcyjnie mikrofon przypomina z zewnątrz klasycznego „elvisa” – gniazdo statywu oraz złącze XLR zamontowano tu u dołu stopki, bardzo blisko siebie, co przy niektórych statywach, np. takich wyposażonych w „kołnierz” kontrujący może nastręczać kłopotów uniemożliwiając wpięcie przewodu. Oczywiście, kołnierz niemal zawsze można odkręcić, a jednak takie drobiazgi bywają irytujące i raczej nie przysporzą użytkownikowi przyjaciół wśród techników sceny 😉
Brzmienie
No właśnie. Moje dotychczasowe doświadczenia z mikrofonami typu „quasi-vintage” delikatnie mówiąc nie były najprzyjemniejsze. Do tego stopnia, że używanie tego typu „wynalazków” zwykłem uważać za poświęcanie jakości dla designu. Tym bardziej ciekaw byłem, czy The Fin skłoni mnie do zmiany opinii.
Po wyciągnięciu „vintage’owego” Heila z pudełka i krótkich oględzinach, niewiele myśląc podłączyłem go prosto do wejścia preampu konsolety SSL AWS 900+ (co nie jest bez znaczenia, a o czym więcej za chwilę) i nagrałem kilka próbek. W ucho od razu rzuciła mi się niewielka odporność mikrofonu na zgłoski wybuchowe (spowodowane zapewne brakiem standardowej gęstej gąbki, która zniweczyłaby efekt wizualny podświetlenia mikrofonu), a także nie najlepsza, mimo kardioidalnej charakterystyki, separacja dźwięków dochodzących z tyłu. Owa nieco upośledzona kierunkowość daje się we znaki szczególnie w paśmie sybilancji (4-6kHz). Może to stanowić pewien problem w sytuacji koncertowej, szczególnie gdy perkusista nie oszczędza swoich talerzy. Pracy na scenie nie ułatwi też niski odstęp od sprzężeń w tym paśmie, będący oczywistą konsekwencją wyżej wymienionego zjawiska. Cóż, nie ma nic za darmo. Taka konstrukcja obudowy ma swoje ograniczenia, szczególnie jeśli chodzi o kształtowanie charakterystyki kierunkowej właśnie. Na plus zaliczyłbym niespotykaną w tej klasie klarowność i wysoką jakość reprodukowanego dźwięku: ładną, choć nieco schowaną średnicę, subtelnie podbitą prezencję i niewielki jak na dynamika efekt zbliżeniowy.
Ogólne wrażenia z odsłuchu mikrofonu oceniłbym jako bardzo pozytywne, szczególnie w porównaniu do konkurencyjnych produktów tego typu. W zasadzie to nie ma porównania! The Fin jest zwyczajnie lepszy od w zasadzie wszystkich tego rodzaju konstrukcji, jakie zdarzyło mi się słyszać. Charakter brzmieniowy Heil’a The Fin określiłbym jako dość uniwersalny w zastosowaniach wokalnych z delikatną dedykacją dla głosów niższych (na potrzeby testu przyjąłem, że wokal to jednak główne zastosowanie tego produktu, choć nie ukrywam, że podświetlany na niebiesko mikrofon przy „stopie” byłby w mojej opinii jeszcze bardziej szpanerski, ale wolałem nie ryzykować). Pomimo, iż jak twierdzi producent, zastosowano tu tę samą kapsułę co w flagowym modelu firmy – PR20, mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że jest to zupełnie inny mikrofon – nie tylko z wyglądu. Na tym jednak nie koniec niespodzianek!
Niespodzianka!
Największe zaskoczenie The Fin zafundował mi kiedy z czystej ludzkiej ciekawości postanowiłem przełączyć go na inny preamp. Ponieważ studio w którym przeprowadzałem test posiada ich kilka rodzajów, wybór padł na znany i lubiany przedwzmacniacz API 3124+ (czterokanałowa wersja API 312). Jakież było moje zdziwienie gdy raptem okazało się, że mikrofon stracił niemal połowę pasma, ściślej mówiąc tę dolną połowę i dostarczył sygnał, który spokojnie nazwać można bezużytecznym! W popłochu zmieniłem całe okablowanie, na wszelki wypadek przełączyłem się też w inny kanał i inny egzemplarz preampu – bez zmian. W tym właśnie momencie przypomniałem sobie, że cały test, zarówno na preampach SSL’a jak i API, przeprowadzałem z włączonym zasilaniem Phantom (no wiecie Państwo, żeby LEDy świeciły). Gdy tylko zasilanie to wyłączyłem brzmienie natychmiast wracało do normy! Co ciekawe efekt ten występował na przedwzmacniaczach API (sprawdziłem 2 różne egzemplarze urządzenia) posiadających stosunkowo wysoką (1.5kOhm) impedancję wejścia, nie występował natomiast na preampie wbudownym w konsoletę, którego impedancja wejściowa jest znacznie niższa (ok. 600Ohm).
Okazuje się, że The Fin z włączonym podświetleniem jest mikrofonem przeznaczonym do współpracy z wejściami mikrofonowymi o niskiej impedancji. Dość dobitnie sugeruje to z resztą notatka umieszczona w oficjalnej specyfikacji technicznej i nie poczytywałbym tego za wadę. Raz, że zdecydowana większość popularnych urządzeń (i prawie wszystkie do zastosowań „live”) wyposażonych jest w wejścia mikrofonowe o niskiej impedancji, a dwa że w razie problemów można po prostu wyłączyć światełka i wszystko wróci do normy!
Podsumowanie
Muszę przyznać, że firmie Heil po raz kolejny należą się ukłony. The Fin naprawdę robi wrażenie designem, jakością wykonania oraz bardzo klarownym, charakternym i nareszcie użytecznym brzmieniem. Dlaczego użytecznym? Ponieważ dla większości konkurencyjnych produktów tego typu trudno mi znaleźć, ze względów brzmieniowych właśnie zastosowanie inne niż sesja zdjęciowa czy teledysk. Fin zdecydowanie przełamuje ten stereotyp będąc mikrofonem oferującym znacznie więcej niż tylko oldschoolowy design i szpanerski wygląd… z resztą posłuchajcie sami.
–
Patryk Tylza – realizator dźwięku i producent muzyczny, ma na swoim koncie współpracę z artystami takimi jak: Mrozu, Donatan & Cleo, Dawid Kwiatkowski czy Łona i Webber.