26-06-2015

Jakub Krzywak

Nadszedł poniedziałek, a więc dla wielu z Was chwila na odpoczynek po zapewne bardzo ciężkim i pracowitym weekendzie. Obiecywaliśmy bardzo obszerny materiał związany z nową serią konsolet brytyjskiego producenta czyli Allen & Heath dLive.

Allen & Heath dLive S7000

Allen & Heath dLive S7000

Poprosiliśmy Jarka Kierkowskiego z firmy Konsbud-Audio (oficjalny dystrybutor marki na terenie Polski) o przybliżenie nam nowej koncepcji konsolety dLive. Przyznać musimy, że w naszej redakcji pierwsze sesyjne zdjęcia wywołały bardzo wiele ciepłych i pozytywnych wrażeń. A jednak wygląd również ma znaczenie 🙂

W takim razie nie przedłużajmy. Zapraszamy do naszej „czytelni” 🙂

Realizator.pl: Allen & Heath to brytyjska marka, którą każdy z nas (tak mi się przynajmniej wydaje) zna lub chociaż kojarzy. Swoje podstawy ma oczywiście w produkcji konsolet analogowych. Możesz nam przybliżyć początki jej powstania?

Jarek Kierkowski: A&H to firma która powstała w 1969 na fali brytyjskiego rocka i dynamiczego rozwoju rynku pro audio jaki miał miejsce w tamtych czasach. Zespoły i realizatorzy prześcigali się wręcz w nowościach i rozmiarach, a także koncepcjach budowy systemów nagłośnieniowych. A&H zbudował np. kwadrofoniczną konsoletę MOD1 dla zespołu Pink Floyd, z którym jeździł w tym czasie jako realizator Alan Parsons. Co prawda, pierwsze kwadrofoniczne miksy zdaje się nie przypadły do gustu członkom zespołu, ale to już zupełnie inna historia… Niemniej jednak, korzenie firmy A&H sięgają zdecydowanie rockandrollowych czasów. Warto wspomnieć, iż jednym z twórców sukcesu A&H był Polak z pochodzenia – Andy Bereza. Ten polski wątek przewijał się zresztą i później w historii firmy, gdyż wieloletnim dyrektorem handlowym i współwłaścicielem był znany w branży pro audio, menedżer polskiego pochodzenia – Bob Goleniowski. Pamiętam jak przy każdym spotkaniu szukaliśmy na mapach Polski „Goleniowski Forest”, czyli Lasu Goleniowskiego który należał do przodków Boba przed II wojną światową. Bob wraz z Glennem Rogersem – obecnym szefem A&H – byli w sumie jednymi z twórców obecnego sukcesu firmy. Glenn Rogers był i jest człowiekiem od pomysłów, a Bob kimś od wdrażania ich w życie. W branży krążą o nim anegdoty, że jest człowiekiem który mógłby – z sukcesem – sprzedawać Eskimosom lodówki. Obecnie A&H jest w jednej grupie kapitałowej z DiGiCo oraz brytyjskim producentem konsolet produkcyjnych – firmą Calrec. Właścicielem grupy jest fundusz inwestycyjny Electra Partners, który inwestuje wyłącznie w firmy technologiczne. Tak więc na obecną chwilę Electra Group jest największym producentem profesjonalnych konsolet mikserskich na świecie. Poszczególne firmy mają zachować niezależność, jednak oczywistą sprawą jest fakt, iż korzystanie ze wspólnych badań i prowadzenie wspólnych prac nad rozwojem z jednej strony ogranicza koszty, z drugiej zaś pozwala na bardzo dynamiczny rozwój. To nie przypadek że najnowszy produkt A&H – dLive korzysta z procesorów FPGA najnowszej generacji, co skorelowane z atrakcyjnymi cenami jakie zwykle oferuje ten producent z pewnością przyniesie olbrzymi sukces rynkowy.

Etap przejścia z poczciwych konsolet analogowych do tych nowoczesnych, czyli cyfrowych był w naszej branży bardzo dynamiczny. Jak poradziła sobie z tym faktem firma z wysp?

A&H zaprojektował i wprowadził do sprzedaży konsoletę cyfrową już w czasach kiedy tylko bodaj Yamaha i Sony uwierzyły w technologię cyfrową. Można więc powiedzieć, iż firma była jednym z pionierów digitalizacji jeśli chodzi o konsolety mikserskie. Pierwszy cyfrowy mikser A&H nosił nazwę DL 1000 ICON. Był to niewielki mikser przeznaczony dla zespołów oraz indywidualnych muzyków. Oferował podstawowe zalety technologii cyfrowej jak zapis i przywoływanie scen, wbudowane cyfrowe efekty oraz procesory dynamiki na pokładzie. Niestety, okazało się, że rynek indywidualnych odbiorców nie był chyba jeszcze gotowy na „cyfrę” – wszak było to w czasach kiedy ta technologia była dostępna i używana jedynie przez największe studia i nadawców telewizyjnych. Kolejna odsłona cyfrowej epopei przypada na bliższe nam czasy. Po niebywałym sukcesie konsolet z serii GL (zwłaszcza GL 2800/3800) oraz serii ML (z flagowym ML5000 uznawanym po dziś dzień za bodaj najlepszą konsoletę w swojej klasie cenowej), firma postanowiła wypuścić na rynek kolejną konsoletę cyfrową o wdzięcznej nazwie iLive. Konsoleta była niezwykle prosta w obsłudze, posiadała wiele funkcji dostępnych wprost z panelu czołowego – prawie jak w analogu – a jednocześnie jej cena w porównaniu do możliwości była niezwykle atrakcyjna. Oczywiście wszyscy pamiętamy historie z pierwszym oprogramowaniem w wersji 1.0 i początkowe problemy ze stabilnością, czy też nie zawsze precyzyjnie działające ekrany dotykowe w pierwszych egzemplarzach. Niemniej jednak po tych bolączkach wieku dziecięcego otrzymaliśmy bardzo dobrze brzmiącą konsoletę o olbrzymich możliwościach konfiguracyjno – (przepraszam za zapożyczenie) routingowych (niestety język polski czasem jest zbyt opisowy, aby znaleźć krótkie zwięzłe określenie). Powiem szczerze, iż mając na co dzień kontakt z użytkownikami iLive`ów słyszę wiele ciepłych słów na temat brzmienia i intuicyjności obsługi tych konsolet. Czasami wydaje mi się, iż jedyną rzeczą którą można było zrobić lepiej jest… wygląd konsolety. Ona po prostu nie jest… sexy 🙂 Jednym z powodów jest fakt, iż jej projektowanie trwało dość długo i trendy modowe i wzornicze rynku audio po prostu się zmieniły. Niemniej jednak doskonale brzmiące efekty – włączając wielopasmowe procesory dynamiczne, procesory dynamiczne w szynach wyjściowych, kompresor, bramka i de-eser w każdym kanale oraz możliwość konfiguracji deski pod swoje potrzeby powodują, iż nadal jest to bardzo dobre narzędzie dla świadomego dźwiękowca. Pamiętam sytuacje z początków sprzedaży, gdy koledzy realizatorzy dzwonili do nas mówiąc ze zdziwieniem: grałem wczoraj na iLivie – nauczyłem się deski. Dziś gram znowu i dzisiejszy iLive wygląda całkiem inaczej. Ile jest tych wersji.?W większości przypadków chodziło zazwyczaj o tę samą, najbardziej popularną wersję T112, tyle że właściciele albo „baby sitterzy” z firm nagłośnieniowych konfigurowali wygląd konsolet „pod siebie”. Dziś nikogo to już nie dziwi, ale 5-6 lat temu takie zjawisko mogło czasem powodować zaskoczenie.

http://www.allen-heath.com/ahproducts/dl1000-dp1000/

W ofercie firmy możemy oczywiście znaleźć jeszcze konsolety analogowe małego formatu (np. seria XB, PA, czy seria ZED), które świetnie się sprawdzą w mniejszych i mniej wymagających instalacjach audio. Natomiast seria konsolet cyfrowych to w sumie trzy grupy produktów?

Tak – na obecną chwilę jeszcze trzy, choć już prawie cztery – czekamy na dostawę pierwszych dLive`ów. Aby usystematyzować wiedzę zacznijmy jednak od najmniejszych członków rodziny jakimi są konsolety serii Qu. Występujące w trzech rozmiarach (Qu16/Qu24/Qu32) te popularne mikserki zrobiły bardzo dużo zamieszania na rynku. Stabilne, świetnie brzmiące, łatwe w obsłudze, ze zdalnym zarządzaniem i możliwością podpięcia zdalnego racka po „skrętce”, do tego w bardzo atrakcyjnych cenach. Czegóż chcieć więcej? Druga grupa to konsolety serii GLD. To już naprawdę poważne konsolety oferujące znaczną ilość kanałów wejściowych i szyn. Ostatnio ta seria doczekała się drobnego „face liftingu” (to słowo chyba nie z tej branży) w postaci wersji „Chrome”. Wtyczki efektowe są oparte o algorytmy z iLive`a, a wielopasmowe (3 i 4) kompresory, korektory dynamiczne czy procesory obrabiające obwiednię (Transient Controller) to naprawdę perełki w konsoletach z tej klasy cenowej. Dodatkowo naprawdę genialnie działające. Kolejne dwie rodziny należą do dużych konsolet. Są to rodziny iLive – o której już sporo tutaj powiedziałem, oraz najnowsza – dLive.

Zatrzymajmy się jednak jeszcze na chwilę na serii iLive. Przyznaję, że najczęściej na koncertach w naszym kraju spotykam się z wersją iLive 80 i 112. Nie miałem przyjemności zapoznać się z topologią flagowego modelu iLive 144 czy iLive 176. Jak się w ogóle cała seria przyjęła na dość przecież specyficznym rodzimym rynku?

Seria T różni się od konsolet 144 czy 176 jedynie zamkniętą od strony sprzętowej (hardware) architekturą. Tzn. kupujemy np. stage racka o konkretnej liczbie wejść czy wyjść fizycznych. W stołach 144 i 176 wejścia i wyjścia fizyczne konfigurujemy za pomocą  doboru odpowiednich kart. Oczywiście od strony wewnętrznej konfiguracji konsolet – w obu rodzinach mamy pełną swobodę. Oznacza to, że zawsze możemy np. do jednego wyjścia analogowego w stage racku przypisać dowolną wysyłkę Aux czy Matrycę.

Nadszedł jednak czas na nową serię, czyli dLive. No właśnie! Wyczytałem sporo informacji na jej temat w sieci. Wiem, że miałeś już okazję ją zobaczyć na własne oczy. Jakie są pierwsze wrażenia?

Naprawdę świetne! Po pierwsze koledzy z A&H bardzo pilnie odrobili lekcję jaką było stopniowe dopracowywanie linii iLive. Producent nie ukrywa zresztą, iż ogromny wkład w ten proces mieli ostateczni użytkownicy. Forum iLive pełne jest życzeń i sugestii wysyłanych przez użytkowników. Jeśli ktoś chciałby je wnikliwie prześledzić – zobaczy, iż ogromna większość postulatów tam zawartych doczekała się realizacji. To nie jest tak, że producenci uważają, iż posiadają wiecznego Graala i są wszechwiedzący jeśli chodzi o projektowanie urządzeń. Owszem, czasem niektóre postulaty nie są realizowalne ze względu na specyficzne ograniczenia technologii lub wzrost kosztów produkcji, który byłby nie do przyjęcia przez ostatecznych użytkowników w postaci zbyt wygórowanej ceny. Widzimy jednak – tak jak napisałem, że A&H wsłuchuje się w opinie swoich klientów dokładając coraz to nowe funkcje do swoich produktów lub eliminując ewentualne niedogodności. Projektując dLive`a, projektanci wzięli pod uwagę najlepsze rozwiązania z serii iLive, serii GLD oraz sugestie użytkowników iLive`a i, używając najnowocześniejszych technologii (FPGA najnowszej generacji o potężnej mocy obliczeniowej), zaprojektowali zupełnie nową platformę. dLive jest ultraszybki w obsłudze, bardzo intuicyjny i świetnie wygląda. Dla tych, którzy pamiętają, iż iLive`y z pierwszymi wersjami oprogramowania dość wolno „wstawały” mam dobrą informację, iż zmiana konfiguracji konsolety (czyli całego SHOW) trwa ok. 9 sekund. Przynajmniej tyle trwało to w egzemplarzu jaki mieliśmy okazję testować na zamkniętym pokazie w Holandii jeszcze przed premierą.

Allen & Heath dLive S7000

Allen & Heath dLive S7000

Przyznaję, że wygląda bardzo designersko. To naprawdę skok jeśli chodzi o wygląd w stosunku do poprzedniej serii iLive.

Dokładnie tak. dLive jest naprawdę bardzo „sexy” 🙂 Aż chce się na nim pracować!

Zostawmy jednak wygląd. Siła tkwi oczywiście w „silniku”…

Tak jak mówiłem wcześniej – m. in. najnowsze FPGA zaimplementowane do technologii paralelnego używania wieloprocesorowych układów nazwanych przez producenta XCVI Core.  Wewnętrzny router FPGA jest w stanie obsłużyć matrycę w rozmiarze 3000×3000 punktów. Sześć zintegrowanych procesorów DSP jest w stanie obsłużyć 10 000 crosspointów na jedną próbkę! To są naprawdę olbrzymie możliwości. Moc obliczeniowa układu MixRacka pozwala na obsłużenie 128 kanałów wejściowych, 64 szyn wyjściowych z dowolnym przyporządkowaniem (Auxy/Grupy/Matryce/Wysyłki efektowe/Suma), oraz 16 slotów efektowych wraz ze stereofonicznymi powrotami. Cały system (jako technologia) w rozumieniu sieci dźwiękowej pozwala na zgromadzenie i przesył 814 kanałów wejściowych i 824 kanałów wyjściowych. A to wszystko z fs 96 kHz. Można więc powiedzieć potocznie, iż „żarty się skończyły”.

Tak imponujące możliwości przetwarzania DSP faktycznie robi wrażenie. A jak jest z latencją? Ciekaw jestem oczywiście liczb 🙂

Producent podaje, iż przetwarzanie w MixRacku (włączając czas potrzebny na wszelkie konwersje) zajmuje jedynie 0.6 ms. To jest naprawdę rewelacyjna wartość! Nigdy więcej problemów z wokalistą, który dostaje dźwięk ze swojego mikrofonu bezprzewodowego wchodzącego AES do konsolety, potem wychodzącego do „ucha” włączając w to przetwarzanie konsolet (zwykle w granicach 1,7-2ms zależnie od konsolety) i krzyczy, że coś mu się nie zgadza w barwie… To są realne przypadki.

Allen & Heath dLive S7000

Allen & Heath dLive S7000

Niezły rezultat. Próbowałem zgłębić też swoją wiedzę na temat DEEP Processingu. Możesz nam przybliżyć na czym on polega?

Sama nazwa DEEP brzmi zachęcająco i miło dla ucha, prawda? Niemniej jednak uznając ją za akronim otrzymamy: Digital Effects Emulating Process, czyli krótko mówiąc: Proces Emulacji Cyfrowych Efektów. Nie wdając się w szczegóły myślę, że to bardziej marketingowa nazwa, natomiast firma Allen&Heath wzięła sobie za cel faktycznie stworzenie wtyczek emulujących brzmienie i zachowanie realnych, sprzętowych procesorów używanych od lat. Ta technologia zastosowana w iLivie bardzo dobrze się sprawdziła. Niedowiarków zachęcam do posłuchania pogłosów w zwykłym iLive T112. Naprawdę zobaczycie, że pogłosy są jedwabiste (nie pomylcie tylko proszę przedrostka), bez cienia cyfrowej ostrości. Klasę pogłosu słychać szczególnie na wybrzmieniach, gdzie operujemy na niskim sygnale użytecznym. Jeśli w fazie wybrzmiewania pogłosu nadal jest „miękko” i bez słyszalnego „schodkowania” to wiemy, że pogłos jest najwyższej klasy.

Allen & Heath dLive S5000

Allen & Heath dLive S5000

W materiałach marketingowych producenta widziałem schemat połączeń sieciowych. Możesz naszym czytelnikom przybliżyć twz. „ekosystem”, czyli możliwości wykorzystania różnych protokołów sieciowych?

Temat otwartości dLive`a na różne formaty dźwięku jest wciąż otwarty. Producent wie, iż umożliwiając jak najlepszą integrację ze sprzętem innych producentów i innymi formatami, po prostu czyni dLive`a jeszcze bardziej atrakcyjnym i użytecznym narzędziem. Na ten moment możemy powiedzieć, iż na pewno w sekcji Connection HUB będzie możliwe użycie kart do następujących formatów: DANTE, Waves Sound GRID, ACE, MADI. Docelowa lista jest nieskończona i otwarta. System jest również kompatybilny z systemem odsłuchu osobistego A&H ME.

Allen & Heath dLive S3000

Allen & Heath dLive S3000

Przyznaję, że film promocyjny jest bardzo ciekawy. Widziałem tam bardzo elastyczne podejście do patchowania wejść/wyjść czy obsługi toru audio za pośrednictwem przesuwania „klocków”. Jak jest z jej manualną obsługą?

Patenty z przesuwaniem „klocków” fader stripów są przeniesione wprost z GLD. Ułożenie konsolety „pod siebie” zajmuje naprawdę chwilę. Na pokazie nikt nie korzystał z instrukcji obsługi (nota bene myślałem, że to nasza, polska przywara, a tymczasem tam była cała Europa), ponieważ konsoleta jest bardzo intuicyjna. Może to zabawne, ale naprawdę obcowanie z konsoletą (jeśli mogę to tak nazwać, mam nadzieję, że to jeszcze nie jest forma dewiacji??? 🙂 odbywa się w ciekawy sposób. Chcąc wykonać jakąś czynność, człowiek mimowolnie wyciąga rękę myśląc: „gdzieś tu musi być taki guzik” albo „gdzieś tu musi być knob, czyli enkoder do funkcji „x” – to byłoby logiczne w tym miejscu”, i natychmiast znajduje to, czego szukał. Według mnie jednym z najfajniejszych udogodnień jest możliwość zmiany skalowania patchbaya – matrycy, a w zasadzie jej graficznego zobrazowania. Wiadomo, w pewnym wieku, jak pisał kiedyś mój serdeczny kolega Marek Witkowski (niejedną sztukę razem zrobiliśmy) – oczy już nie te. Powiększenia skali przy rutowaniu punktów krosowniczych dokonuje się tak jak na tablecie – dwoma palcami i natychmiast widzimy wymagany fragment matrycy. Stawiamy punkt, a kolejny klik przywraca ją do mniejszych rozmiarów, za to widzimy ją w całości. W zależności od ilości kanałów oczywiście.

No to teraz najważniejsze pytanie z praktycznego punktu widzenia. Kiedy ją będziemy mogli zobaczyć i dotknąć w Polsce?

Pierwsze systemy powinny być u nas już niedługo – liczymy że pod koniec lipca będzie można ich dotknąć.

Przypuszczam, że naturalną koleją rzeczy będą organizowane przez Was prezentacje?

Oczywiście. To zbyt dobry produkt, żeby go nie promować aktywnie. Mamy jeszcze w planie sporo innych aktywności związanych z dLive, ale wszystkiego na razie nie mogę zdradzić.

Dziękuję za rozmowę

To ja bardzo dziękuję.

Allen & Heath dLive S7000

Allen & Heath dLive S7000

Allen & Heath dLive S5000

Allen & Heath dLive S3000

Pliki do pobrania