02-10-2012

Jakub Krzywak

Otrzymałem do przetestowania trzydrożne aktywne monitory odsłuchowe KRK RP 10-3 Rokit G2 wraz z aktywnym subwooferem KRK S-12. Na wstępie od razu zaznaczam bardzo ważną rzecz: jako dźwiękowiec specjalizuję się w realizacji nagrań kameralnej muzyki klasycznej: od projektów solowych przez dua, tria, kwartety etc aż do niewielkich chórów i orkiestr kameralnych, a oczkiem w głowie mojej Firmy Nagraniowej Fisdur Rec jest realizacja nagrań muzyki organowej. Drugą dziedziną w której się specjalizuję jest współczesna, klasyczna muzyka elektroniczna – czyli ta, która u nas kojarzona jest z wieloletnimi dokonaniami legendarnego, nieodżałowanego Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia. I od razu spieszę uprzedzić, że poniższy artykuł dotyczy zastosowania tych monitorów właśnie w tego rodzaju muzyce – tzn. klasyce i elektronice. Jeśli ktoś szuka tu odpowiedzi na pytanie dotyczące zastosowania ich w realizacji muzyki rozrywkowej – to niestety nie ten adres. Zapraszam do przeczytania artykułów innych autorów testujących monitory odsłuchowe pod tym kątem.

Zanim przejdę do bezpośredniego opisania moich refleksji po prawie trzytygodniowym użytkowaniu tych monitorów spieszę donieść, że ich test początkowo prowadziłem w warunkach bliskiego pola, a potem – średniego. To bardzo ważna uwaga, gdyż okazuje się, że te monitory zupełnie inaczej zachowują się w bliskim, a inaczej w średnim polu. W zasadzie można potraktować poniższy artykuł niemal jak dwa odrębne testy. Od razu mówię, że w polu średnim monitory te wypadają zdecydowanie bardziej korzystnie.

I

Na początku jednak – zacznijmy od opisu ich działania w polu bliskim.

KRK RP10-3 to bodaj najtańsze na rynku aktywne monitory trzydrożne i fakt ten ma wielorakie konsekwencje – zarówno pozytywne jak i negatywne. Zacznę od pozytywów. Otóż już z samej trzydrożności tych monitorów wynika ich dość wysoka dokładność,  szczegółowość i precyzja przetwarzania – szczególnie jeśli chodzi o górną część pasma. Jeśli ktoś szuka monitorów przekazujących informacje o górnej części pasma z precyzją niemal chirurgicznego skalpela – to wybór KRK RP10-3 będzie strzałem w dziesiątkę!

Owszem, góra mogłaby być nieco szlachetniejsza – w wysokich partiach skrzypiec trochę brakuje głębi. Podobnie jest w przypadku nagrań organowych – mikstury i cymbele nie brzmią zbyt pięknie. Nieco lepiej jest w przypadku rejestrów ośmio czy czterostopowych, choć też nie ma się specjalnie czym zachwycać – za to pedałowe subbasy, pryncypały czy głosy językowe brzmią bardzo dobrze! Generalnie – gdy używa się tych monitorów w bliskim polu to są one stosunkowo jasne i ta góra nie jest jakoś ujmująco piękna. Ale za to jest bardzo dokładna i precyzyjna – przy pracach studyjnych nie będą możliwe pomyłki w tej części pasma. A więc: z punktu widzenia słuchacza – góra nie jest zaletą tych monitorów jeśli chodzi o szlachetność brzmienia, natomiast z punktu widzenia realizatora dźwięku – może i nie jest za piękna, ale za to dokładna, więc jest to bardzo cenna zaleta, gdyż przy takiej precyzji przetwarzania najwyższej części pasma nie może być mowy o jakiejkolwiek pomyłce w realizacji nagrania. Przypominam, że cały czas mowa o pracy w bliskim polu!

Jeśli chodzi o średnicę – jest lekko wycofana (minimalnie!). Tu powiedziałbym, że mamy sytuację odwrotną od tej opisanej wyżej: jest dość ładna i przyjemna do słuchania ale brakuje jej precyzji. Oczywiście jestem daleki od twierdzenia, że panuje tu jakiś bałagan. Nie! Ale nie jest to już tak precyzyjne przetwarzanie jak w górnej części. Skutek jest taki, że bardzo przyjemnie słucha się tej części pasma – jest w miarę ładne i dość okrągłe, delikatne – ale przy pracach realizatorskich może to sprawić pewne kłopoty. Szczególną ostrożność zalecałbym przy pracy nad pogłosami / ambientami. Gdybym chciał ustawić na tych monitorach ładnie brzmiące pogłosy / ambienty (mam na myśli zarówno kwestię barwy jak i proporcji) to istnieje duże prawdopodobieństwo, że mógłbym mocno pobłądzić jeśli chodzi o barwę, a  sporo  przesadzić jeśli chodzi o proporcje…

Znakomicie przetwarzany jest bas! Głośnik niskotonowy ma rozmiar 10 cali, a więc jest to naprawdę spora powierzchnia predestynująca do grania nisko i konkretnie. I tak jest w istocie! Monitory te schodzą u dołu aż do 31 herców (-3dB) (co jest naprawdę świetnym wynikiem!) nic przy tym nie tracąc z precyzji i energetyki jednocześnie. Stanowi bardzo ładne podparcie dla całej reszty, będąc przy tym dość szczegółowym. Nie jest go ani nazbyt dużo, ani zbyt mało – powiedziałbym, że w sam raz, a w razie potrzeby – zawsze można skorzystać z odpowiedniego regulatora na tylnej ściance i w zależności od upodobań nieco go podbić lub ściszyć. Regulacja w zakresie dwóch decybeli w każdą stronę powinna wystarczyć w większości sytuacji odsłuchowych. Polecam w ciemno!!!

Jak napisałem wyżej są to – o ile mi wiadomo –  najtańsze aktywne trzydrożne monitory odsłuchowe na rynku. Fakt ten niestety ma też swoje negatywne konsekwencje: nie da się bowiem ukryć, że mają one również słabe punkty… Po pierwsze – po włączeniu te monitory szumią. Szum jest niestety stały i prawie nie związany z ustawieniem gałek poziomu głośności (no dobrze, przy ustawieniu ich na maksimum ten szum jest odrobinę głośniejszy, ale różnica jest minimalna). Ten szum niestety nie jest jakoś specjalnie cichy i przy odsłuchu w bliskim polu jest po prostu denerwujący i męczący – szczególnie na dłuższą metę. Po drugie. Znakomita szczegółowość góry ma też niestety tę wadę, że przy dłuższym słuchaniu szybko męczą się uszy. To zdecydowanie nie są monitory do wielogodzinnych prac montażowych czy – tym bardziej – wielogodzinnej pracy nad miksem… Co do samego brzmienia. Poza basem – nie określiłbym go jako ładne. Jest raczej suche i trochę hmm… piaszczyste? Przede wszystkim brakuje tym monitorom głębi. Dźwięk jest szczegółowy (u góry nawet bardzo!), ale trochę płaski; brak mu przestrzeni, okrągłości i szlachetności. Jest trochę tak, jakby te wszystkie szczegóły były prawie tylko na pierwszym planie, niewiele zostawiając na plany dalsze – co tym bardziej powoduje zmęczenie uszu po dłuższej pracy.

Reasumując. Jeśli ktoś szuka monitorów do odsłuchu w bliskim polu jako pierwszych czy jedynych – to zakup KRK RP 10-3 raczej nie jest dobrym pomysłem. Moim zdaniem – warto kupić te monitory jako drugie do bliskiego pola ze względu na naprawdę doskonale szczegółowe przetwarzanie góry. Pracując na nich chyba w ogóle nie ma możliwości popełnienia błędu podczas pracy nad tą częścią pasma. Zaryzykuję twierdzenie, że w tej klasie cenowej stosunkowo trudno będzie znaleźć monitory przetwarzające górę z taką precyzją! Dół także jest w porządku i można nad nim spokojnie pracować. Drugim powodem dla którego kupiłbym te monitory jako drugie (a nie pierwsze) jest wydobywający się z nich ciągły szum oraz – ze względu na jasność brzmienia – to, że uszy dość szybko się męczą pracując na nich. Jeszcze jedna uwaga. Te monitory brzmią lepiej przy słuchaniu cichym. Gdy chce się je trochę bardziej „odkręcić” – niestety sporo tracą na brzmieniu. Słuchając ich w bliskim polu niestety słychać, że są to jednak najtańsze monitory trzydrożne…

II

A teraz przejdźmy do właściwej części testu – czyli do tego, co te monitory potrafią gdy używa się ich w polu średnim.

Tu sytuacja zmienia się radykalnie i to – jak wspomniałem na początku – zdecydowanie na korzyść KRK RP 10-3. Po pierwsze. Stały szum który w polu bliskim jest denerwujący – tu zupełnie nie stanowi problemu, gdyż z tej odległości po prostu go nie słychać. Bingo! Po drugie. Precyzja górnej części pasma pozostaje na prawie tak samo wysokim poziomie (a w każdym razie nie jest znacząco mniejsza), ale ze względu na odległość i – siłą rzeczy – znacznie większy udział akustyki pomieszczenia w odsłuchu – ta góra nie jest już aż tak bardzo jasna, a przez to – nie jest męcząca przy długim słuchaniu. Spokojnie: w średnim polu można na tych głośnikach pracować długo. Porównując to z tym, co napisałem w pierwszej części testu – to bardzo dobra wiadomość!!!

Niespodziankę sprawiła mi średnica pasma: jak pisałem wyżej – w bliskim polu była minimalnie wycofana, natomiast w polu średnim już nie! Wychodzi więc na to, że to nie tyle kwestia samego przetwarzania pasma, ale raczej tego, że w średnim polu nieco mniej słychać górę i – siłą rzeczy – w naturalny sposób średnica wpłynęła na właściwe dla siebie miejsce. A więc kolejny raz okazuje się, że i w tym przypadku większa odległość spowodowała lepsze brzmienie całości. Szczególnie zyskały na tym instrumenty smyczkowe: zarówno skrzypce, altówki jak i wiolonczele brzmią teraz zdecydowanie szlachetniej. I to zarówno solo jak i w składach kameralnych oraz orkiestrowych. Realizując nagrania smyczków ma się z jednej strony wierność i dokładność przetwarzania, a z drugiej – radość z ich słuchania! Instrumenty dęte także nabrały szlachetności, głębi i przestrzeni. Jest bardzo dobrze!

No i na koniec – bas. I tu największa niespodzianka. Jak pisałem wyżej – słuchając tych monitorów w bliskim polu najbardziej podobał mi się właśnie bas. Zaskoczenie polega na tym, że w polu średnim – ten bas jeszcze zyskał! Wielkość samych głośników niskotonowych oraz spora pojemność tych monitorów zrobiła tu świetną robotę. Ten bas naprawdę brzmi znakomicie! Kto chce przeżyć naprawdę wielkie emocje przy słuchaniu Dies Irrae z Requiem Verdiego – ten zdecydowanie powinien tego posłuchać właśnie na tych monitorach! Bas jest świetny: z jednej strony naprawdę wielki i potrafiący porządnie potrząsnąć wnętrznościami gdy trzeba, a z drugiej – jak najbardziej klarowny i dość precyzyjny. Raczej przyjemnie miękki niż twardy. Zarówno kotły jak i kontrabasy brzmią bardzo dobrze. Nisko brzmiąca blacha i drzewo też zachowują się jak trzeba – klarownie, a jednocześnie energetycznie. Rejestry pedałowe w nagraniach organowych też są bardzo dobre. Naprawdę słychać co organiści grają nogami (a w monitorach za dwa tysiące złotych wbrew pozorom wcale nie jest to takie oczywiste…).

Odczuwam potrzebę podzielenia się moimi ogólnymi spostrzeżeniami dotyczącymi tych monitorów w pracy z różnymi instrumentami. Jak wspomniałem wyżej – miłą niespodzianką jest dla mnie brzmienie smyczków: i to zarówno solo, kameralnie jak i w orkiestrze. Słuchając smyczków mamy z jednej strony precyzję i dokładność przetwarzania, a z drugiej strony czystą przyjemność płynącą z słuchania ładnego i okrągłego brzmienia. Jeśli chodzi o nagrania solowe to słuchałem Menuhina i Accardo oraz Torteliera i Bauera – wszystkich w Bachu. Natomiast jeśli chodzi o koncerty – słuchałem Biondiego w Vivaldim, Heifetza w Korngoldzie oraz Rozsie, Piatigorskiego w Rozsie oraz Harella w Dworaku. Plus – oczywiście – różne nagrania orkiestrowe. Powiem krótko: to wcale nie jest oczywiste, że w monitorach w tej klasie cenowej będziemy mieć połączenie precyzji i klarowności przetwarzania – niezbędnej przy pracy studyjnej – z jednoczesną okrągłością brzmienia i płynącą stąd czystą przyjemnością w słuchaniu. Ktoś kiedyś ujął to bardzo trafnie: przecież nigdzie nie jest powiedziane, że dźwiękowiec nie ma prawa czerpać przyjemności ze słuchania materiału nad którym w danej chwili pracuje. A więc – aby zamknąć temat smyczków – nie tylko, że można nad nimi efektywnie pracować, to jeszcze ma się z tego przyjemność. Czego chcieć więcej?

Trochę gorzej jest niestety gdy słuchamy nagrań fortepianu solo. Precyzja i dokładność jak najbardziej są – więc spokojnie można prowadzić prace montażowe i miksowe, ale brzmienie nie jest już tak przyjemne jak w przypadku smyczków. I tu zaskoczenie: co najmniej w połowie przypadków było jak dla mnie nieco zbyt dużo środka w fortepianach solo (szczególnie tyczy się to starszych zapisów). Słuchałem nagrań różnych pianistów: Sokołow, Perahia, Schiff, Richter, Martins – w Bachu; Tatiana Nikołajewa w Bachu i Szostakowiczu; Barbara Karaśkiewicz w Statkowskim; Michelangeli i Pollini w Chopinie; Samson Francois w Debussym i Ravelu; Charls Rosen w Webernie; Legrand w Satiem, Pierre Reach i Anton Batagow w Messiaenie. Oczywiście truizmem będzie jeśli napiszę, że bardzo dobrze słychać wielką różnorodność ich pianistyki, a także – że świetnie słychać różnice w brzmieniu samych fortepianów oraz akustyk poszczególnych sal w których realizowano nagrania – to jasne! Rzecz w tym, że  ten rodzaj przetwarzania jakoś nie do końca przypadł mi do gustu. O ile smyczków naprawdę słuchałem z przyjemnością – o tyle z fortepianami już tak przyjemnie nie było niestety… Choć z drugiej strony – trzeba też brać poprawkę na to, że od ponad trzydziestu lat gram na fortepianie i moi przyjaciele zgodnie twierdzą, że mam na tym punkcie „lekkie skrzywienie” 😉  . Więc może nie przesadzajmy? W każdym razie jest dokładnie, więc – po nauczeniu się tych monitorów – pracować jak najbardziej można.

Instrumenty dęte także brzmią dobrze. Udało się tu uzyskać bardzo dobry kompromis między precyzją a okrągłością brzmienia. Przyznaję szczerze, że nie starczyło mi czasu na posłuchanie nagrań dęciaków solo – słuchałem ich za to w kilku różnych składach kameralnych (no i oczywiście w orkiestrze). I tu jest tak samo ja poprzednio – kolejny raz okazuje się, że spokojnie można tym monitorom także w tym temacie zaufać.

Głos. Słuchałem pieśni Schumanna i Musorgskiego na mezzosopran z fortepianem (Berganza, Requejo) oraz nieśmiertelnej Pięknej Młynarki Schuberta (Schreier, Zehr). Bardzo spodobał mi się sposób w jaki te monitory przekazywały te nagrania. Z jednej strony bardzo dokładnie i precyzyjnie, z detalami i szczegółami, a z drugiej – dość szlachetnie i ze sporą kulturą brzmienia. Naprawdę – nie tylko, że można nad tego rodzaju materiałem na nich pracować, ale jeszcze można czerpać z tego bardzo wiele radości i frajdy! Bardzo trafnie i ładnie oddana była spójność brzmieniowa dua złożonego przecież z jakże różnych instrumentów – głosu i fortepianu. Bywa przecież czasem tak, że te dwie – jakże odmienne przecież – jakości brzmieniowe nie są spójne gdy słucha się ich w nagraniach. Tu nic takiego nie miało miejsca – przeciwnie! Stara idea łączenia głosu ludzkiego z akompaniamentem fortepianu – znalazła tu bardzo ładną i zadziwiająco spójną realizację. Brzmienie było jak najbardziej stopliwe, okrągłe i ciepłe, przy zachowaniu  kontroli i precyzji w przetwarzaniu. Niestety – gorzej jest przy słuchaniu dzieł wokalno – instrumentalnych o dużej obsadzie. O ile kameralne fragmenty Pasji Mateuszowej J. S. Bacha zabrzmiały bardzo ładnie i klarownie, o tyle partie chóralne, a zwłaszcza polichóralne – były owszem ładne, ale niestety o wiele mniej bogate w szczegóły…

No i jeszcze wisienka na torcie: organy. Tu – znów niespodzianka. To bowiem jedyny przypadek (obok elektroniki), gdy monitory te bardziej podobały mi się w bliskim polu niż w średnim. O ile organy słuchane z bliska brzmiały klarownie, czysto i generalnie – bardzo dobrze, o tyle w polu średnim jest niestety gorzej. Z jakichś powodów dźwięk stracił zarówno na klarowności i precyzji jak i na barwie. Jedyne, co zostało z pozytywnych wrażeń – to rejestry pedałowe. Dół brzmi w dalszym ciągu bardzo dobrze, choć z oczywistych powodów nieco mniej szczegółowo niż w bliskim polu. Ale coś złego stało się ze średnicą i górą. Jest trochę piaszczyście, plastikowato, a przy tym – nieprzejrzyście. Jedynym wyjątkiem – co zaskakujące! – od tej reguły jest nagranie organów z orkiestrą. Tu wszystko jest w jak najlepszym porządku i na swoim miejscu – III Symfonia C-dur (z organami) Saint-Saensa zabrzmiała bardzo świeżo, a jego Phaeton na orkiestrę i organy – jeszcze lepiej!  Natomiast organy solo w polu średnim – jak dla mnie nie bronią się niestety (w odróżnieniu od pola bliskiego, co ciekawe…).

Jeszcze słowo na temat elektroniki. Generalnie – w ogóle nie przypadła mi do gustu. A jeśli już, to muszę powiedzieć, że jest z nią podobnie jak z organami – na tych monitorach wolę jej brzmienie w polu bliskim niż w średnim. Średnica pasma jest w tym przypadku niezbyt przekonująca – ani w kwestii detali, ani (wyjątkowo tutaj) – barwy. W bliskim polu jest bardzo duża precyzja u góry i ładny, sprawny dół. Natomiast w średnim – precyzja jest już nieco mniejsza jeśli chodzi o górną część pasma (niezwykle przecież istotną w tego rodzaju muzyce), a średnica w dalszym ciągu jest nieprzekonująca (podobnie jak w bliskim). Jedyną rzeczą która broni się przy pracy nad tego rodzaju muzyką (zarówno w średnim jak i bliskim polu) – jest bas. Jednym słowem – do pracy z tego rodzaju muzyką elektroniczną czy też z muzyką konkretną – nie polecam.

Teraz parę słów na temat współpracy monitorów KRK RP10-3 z subwooferem KRK S-12. Ponieważ same monitory mają naprawdę spore głośniki niskotonowe i bas schodzi w nich bardzo nisko nic nie tracąc z precyzji i energetyki jednocześnie – to paradoksalnie wychodzi na to, że właściwie zupełnie nie potrzebują subwoofera i spokojnie mogą się bez niego obejść. Skoro jednak jest taka opcja – warto jednak i z niej skorzystać – bas zyskuje w takiej konfiguracji jeszcze więcej! O co chodzi? Otóż słuchając samych monitorów (bez subwoofera) z basem wszystko jest w jak najlepszym porządku i nie ma się czego czepić. Rzecz w tym, że po włączeniu subwoofera bas prawie nie schodzi niżej (żeby było zabawniej – producent podaje, że monitory schodzą do 31, a subwoofer do 32 Hz przy trzydecybelowym spadku – a do 25 Hz przy dziesięiodecybelowym). Jak z tego wynika – w tym przypadku rola subwoofera właściwie nie polega więc na poszerzeniu pasma przenoszenia całego systemu w dół (a jeśli już, to stosunkowo nieznacznie). Nie! Moim zdaniem koncept jest tu nieco odmienny. Otóż subwoofer ma jeszcze większą powierzchnię membrany (12 cali) i mocny, 400 watowy wzmacniacz. Efekt jest taki, że bas z jego udziałem jest jeszcze większy (staje się naprawdę potęgą!) i ma jeszcze większą energię, jeszcze większego „kopa” (w dobrym znaczeniu tego słowa) i wówczas potrafi naprawdę pomasować trzewia – tak, jak to wszyscy bardzo lubimy 🙂

Tu jedna uwaga: początkowo podpiąłem wszystko „jak należy” czyli subwoofer do wyjść z konsolety i monitory – do subwoofera. (Nadmieniam, że ponieważ – jak pamiętamy – monitory same z siebie schodzą bardzo nisko – ustawiłem częstotliwość odcięcia filtra w subwooferze na najniższą możliwą – czyli 55 Hz). Z jakichś powodów (przyznaję szczerze i otwarcie: nie wiem dlaczego) jednak brzmienie po takim podpięciu było bardzo złe. W monitorach brakowało wszystkiego: precyzji, energii, kolorów, szczegółowości – w ogóle było po prostu tragicznie! Postanowiłem więc dopuścić się swego rodzaju nieprawomyślności w podpięciu systemu: podpiąłem subwoofer do jednej pary wyjść z konsolety, a same monitory – do drugiej (przy okazji mając możność sprawowania niezależnej kontroli nad poziomami monitorów i subwoofera, choć nie było to moim celem początkowym). Po podpięciu wszystkiego – monitory od razu nabrały życia, energii, świeżości i zabrzmiały jak trzeba! A teraz – uwaga! Aby nie dublować częstotliwości niskich tonów pochodzących z monitorów i subwoofera – włączyłem górnoprzepustowy filtr 56 Hz na wyjściach monitorowych w konsolecie. Całość straciła wówczas trochę jeśli chodzi o „ładność” brzmienia. Ściszyłem więc nieco subwoofer i zdezaktywowałem jednak filtry dolnozaporowe na wyjściach monitorowych. Efekt – znakomity! Bas zabrzmiał bardzo sprawnie, sprężyście i jednocześnie miękko, a przez lekkie „dopalenie” go subwooferem – uzyskał jeszcze większą objętość i przestrzeń. Jednym słowem – okazało się, że był to strzał w dziesiątkę!  Oczywiście puryści będą się pewno w tym miejscu na mnie mocno zżymać, że ten sposób potraktowania subwoofera jest trochę nieprawomyślny i niewątpliwie będą mieli rację. Jednak jestem zdania, że – przynajmniej w tym konkretnym przypadku – najważniejszy jest właśnie efekt końcowy. Cały test przeprowadziłem więc w takiej właśnie konfiguracji. A więc – pal licho reguły podpinania i filtrowania dublujących się częstotliwości (zaraz ktoś odsądzi mnie od czci i wiary, mówiąc, że nawołuję do łamania reguł 😉    ). Niech jednak już zostanie jak jest: bowiem bas w tych monitorach sam z siebie jest naprawdę dobry, a z subwooferem – jeszcze lepszy! Pytanie tylko, czy ta zmiana w basie (niewątpliwie na plus) warta jest kwoty nieco ponad trzech tysięcy PLN jaką trzeba dać chcąc zostać szczęśliwym posiadaczem KRK S-12? Cóż – na to pytanie już każdy musi odpowiedzieć sobie sam… A – jeszcze jedna uwaga! Gdy pracujemy w systemach wielokanałowych – jak na przykład 5.1 czy 7.1 – to oczywistym jest, że subwoofer podpinamy do dedykowanego wyjścia – to jasne! Ja jednak testowałem ten system pod kątem pracy w systemie stereo, stąd oczywistość podpięcia monitorów do subwoofera (i lekka nieprawomyślność podpięcia zastosowanego w tym konkretnym przypadku w wyniku zaistniałej  konieczności). Piszę o tym, aby nie było wątpliwości w czym rzecz…

Na koniec jeszcze kilka słów o materiałach dźwiękowych które posłużyły mi do tego testu. Nie będę taił, że zanim zacząłem konkretne prace nagraniowo – montażowe oraz miksowe – słuchałem tych monitorów przez kilka dni po prostu tak, jak robią to recenzenci piszący dla magazynów audio. Analogicznie postąpiłem gdy testowałem je później w średnim polu. Zacząłem oczywiście od Pasji wg św. Mateusza J. S. Bacha (pod batutą Herreweghe), potem było kilka płyt z muzyką organową (nagrywanych na różnych instrumentach i w różnych kościołach). Potem wróciłem do składów wokalno – instrumentalnych: (np. wspomniane już wcześniej Requiem Verdiego); trochę muzyki orkiestrowej; koncerty fortepianowe Bacha, Chopina, Lutosławskiego; koncerty skrzypcowe Bacha, Vivaldiego, Sibeliusa; Suita a Sindinga. Potem nadszedł czas także na solową muzykę fortepianową: Bach, Chopin, Statkowski, Satie, Szostakowicz, Webern, Messiaen; skrzypcową i wiolonczelową – Bach, no i kameralistykę: zarówno smyczkową jak i dętą: sztuka fugi Bacha w wykonaniu Hesperionu XX pod Savallem oraz kameralistyka Varesa i Messiaena. Co do elektroniki – m.in. Msza Elektroniczna B. Schaeffera, Mobile E. Rudnika, II Symfonia Czernego i inne.

Koniecznie muszę w tym miejscu wspomnieć o bardzo istotnej obserwacji jaką poczyniłem – dotyczy ona pogłosu, a ściślej mówiąc – słyszalności akustyki sal w których realizowane były poszczególne nagrania. Moją uwagę zwróciła bowiem pewna dość osobliwa cecha tych monitorów dotycząca tej kwestii. Otóż zauważyłem, że w nagraniach solowych oraz małych kameralnych (tam, gdzie jest maksimum kilka instrumentów) – w zdecydowanej większości przypadków bardzo dobrze słychać warunki akustyczne w jakich realizowane były poszczególne nagrania (w solowych nagraniach fortepianowych wręcz aż nazbyt dobrze!). Niestety sytuacja zmienia się diametralnie wraz ze wzrostem obsady. Im większy skład – tym mniej precyzyjnie słychać akustykę miejsca w którym realizowane było dane nagranie. Dość podobnie jest gdy słuchamy nagrań organów solo. Tu sytuacja wygląda bowiem tak, że gdy organy grają cicho – akustykę słychać dobrze. Sytuacja pogarsza się przy pleno, a już zupełnie kiepsko jest przy tutti. Zresztą to w zasadzie – per analogiam – odpowiada temu co napisałem wyżej: im większy skład, tym gorzej przekazywane są informacje o akustyce wnętrza w którym dokonywane było dane nagranie. Trzeba mieć to bardzo na uwadze, ponieważ przy pracach nad miksem ta kwestia jest niezmiernie ważna, a w przypadku tych monitorów – to akurat ich słaba strona w przypadku dużych składów czy organów pleno / tutti. A więc przy pracy nad pogłosami / ambientami – należy zachować szczególną czujność i daleko posuniętą ostrożność!

Po kilkudniowym słuchaniu i oswojeniu się z tymi monitorami – nadszedł czas na prace studyjne… Tak się złożyło, że na przestrzeni tych trzech tygodni nie miałem akurat żadnych nagrań, tylko prace przy miksach kilku różnych projektów. Po pierwsze – fortepian solo. Po drugie – dwa niezależne nagrania duetów złożonych z fortepianu i skrzypiec (realizowane w dwóch różnych salach); po trzecie – trio: fortepian, skrzypce, perkusjonalia / głos; po czwarte – kwartet: fortepian, saksofon barytonowy, skrzypce, perkusjonalia. Mogę z czystym sumieniem napisać, że we wszystkich tych projektach monitory KRK RP 10-3 sprawdziły się bardzo dobrze. Prace nad miksem tych materiałów szły sprawnie i w miarę efektywnie (oczywiście biorąc poprawkę na krótki czas użytkowania). Myślę, że przy realizacji większości prac studyjnych związanych z muzyką kameralną spokojnie można im zaufać – zwłaszcza wykorzystując je do pracy nad nagraniami solowymi w polu średnim oraz tam, gdzie jest dwóch, trzech czy czterech wykonawców. Nie miałem niestety w tym czasie materiałów orkiestrowych do montowania ani miksu, ale opierając się na testach słuchowych – zalecałbym tu daleko posuniętą ostrożność i raczej umiarkowane zaufanie do ich możliwości…

Podsumowanie

Kto powinien zainteresować się monitorami odsłuchowymi KRK RP 10-3 Rokit G2? Rozpatrzmy dwa warianty. Jeśli ktoś ma małą reżyserkę i poszukuje odsłuchów bliskiego pola – powinien wziąć te monitory pod uwagę jako drugą parę ze względu na dobrze przetwarzaną i bardzo precyzyjną górę oraz bardzo nisko schodzący bas – chyba nie do osiągnięcia w małych, dwudrożnyh konstrukcjach – a w każdym razie na pewno nie w tej grupie cenowej. Natomiast odradzałbym kupowanie tych monitorów do bliskiego pola jako pierwszych czy jedynych ze względu na spore szumy własne oraz to, że przez jasność brzmienia są dość mocno męczące dla uszu i w zasadzie nie ma mowy o wielogodzinnej pracy… Teraz wariant drugi. Gdy ktoś pracuje w reżyserce o większej powierzchni – takiej, gdzie jest miejsce na monitory średniego pola ale z powodów choćby finansowych nie planuje zakupu drogich monitorów pola średniego  – to myślę, że zakup KRK RP 10-3 będzie przysłowiowym strzałem w dziesiątkę! Szumów już tu nie słychać, góra nie jest już męcząca ze względu na znacznie większą odległość od przetworników, środek jest jak najbardziej klarowny (poza organami i elektroniką) no i ten bas! W tej klasie cenowej – to naprawdę świetny wybór do pracy w średnim polu! Cena jest więcej niż bardzo atrakcyjna i jestem przekonany, że można będzie długie lata pracować na tych monitorach wykorzystywanych jako odsłuchach pola średniego zanim uzbiera się fundusze na to, aby przeskoczyć na wyższy pułap w średnim polu. A pamiętajmy, że to czasem pułap za kwotę pięciokrotnie (i więcej) wyższą…

Jednym słowem. Precyzyjna góra, niezły środek i świetny, nisko schodzący bas – czego chcieć więcej? Do pracy w średnim polu – polecam! Za te pieniądze? Tym bardziej!

Plusy i minusy:

1. W polu bliskim:

+ świetny bas!
+ bardzo precyzyjna góra;
+ dość ładnie brzmiąca średnica;

– średnica wprawdzie dość ładna, ale niezbyt precyzyjna;
– góra – owszem, precyzyjna – ale na dłuższą metę bardzo męcząca dla uszu;
– ciągły szum z monitorów – bardzo męczący i mocno (!!!) denerwujący;

2. W polu średnim:

+ świetny bas!!!
+ dość klarowna, ale już nie męcząca góra;
+ niezły środek, choć z precyzją mogłoby być lepiej…
+ szumy denerwujące w polu bliskim – nie mają znaczenia w średnim. Po prostu już ich nie słychać;
+ bas potrafi porządnie potrząsnąć wnętrznościami gdy trzeba (zwłaszcza z subwooferem!);
+ ładnie, a nawet bardzo ładnie brzmiące smyczki (i to zarówno solo, kameralnie jak i w orkiestrze);
+ ładnie brzmiące instrumenty dęte;
+ ładne brzmienie instrumentów solowych z orkiestrą (zarówno fortepian, skrzypce, wiolonczela jak i organy);
+ bardzo dobrze słyszalne warunki akustyczne nagrań instrumentów solo i w bardzo małych składach kameralnych (2, 3, 4 – max 5 wykonawców);
+ bardzo ładne, stopliwe i spójne brzmienie głosu z fortepianem;

– nieciekawe (choć precyzyjne!) brzmienie fortepianu solo;
– niezbyt ciekawe i nieprecyzyjne brzmienie organów solo w pleno i tutti;
– słabo słyszalne warunki akustyczne nagrań większych, a zwłaszcza – dużych składów;
– nieciekawe brzmienie elektroniki w środkowej i górnej części pasma;
– brak dokumentacji w języku polskim;

Piotr Czerny – Firma Nagraniowa Fisdur Rec, Dębica.

Postscriptum

Muszę przyznać, że nie wiem dlaczego monitory zachowały się aż tak bardzo źle po podpięciu ich bezpośrednio do subwoofera. Mam nadzieję, że była to jakaś wada elektroniki w tym konkretnym egzemplarzu subwoofera jaki otrzymałem do testów, a nie cecha ogólna tego modelu. Gdyby jednak tak nie było (tzn. gdyby okazało się, że to jednak jest cecha tego modelu) – byłaby to kompletna porażka i to na całej linii! Mam jednak nadzieję, że tak nie jest i że to po prostu akurat w „moim” egzemplarzu było „coś nie halo” z tą elektroniką. Oby tak było…

Pliki do pobrania