15-03-2011

Jakub Krzywak

W pianinie FP-7F znajdziemy moduł brzmieniowy SuperNATURAL Piano, nową klawiaturę PHA III Ivory Feel-S z mechanizmem wymykowym, wbudowany Looper, oraz wejście mikrofonowe wraz z efektami harmonizującymi.

To kompaktowe nowoczesne pianino dostępne jest w wykończeniu o kolorze czarnym i białym, z opcjonalnym potrójnym pedałem fortepianowym RPU-3.

Autorem testu jest znany kompozytor muzyki filmowej i teatralnem Adrian Konarski, urodzony 7 lutego 1975, kompozytor i pianista. Ukończył Akademię Muzyczną w Krakowie (2000 r.) na wydziale kompozycji, dyrygentury i teorii muzyki. Od roku 2007 jest członkiem European Film Academy. Napisał muzykę m.in. do filmów Magdaleny Piekorz (Pręgi, Senność), od 2004 roku pisze muzykę do spektakli teatralnych i filmów w reż Jerzego Stuhra. Jest także kompozytorem musicalu “Mała księżniczka” oraz muzyki koncertowej.

 

Roland FP-7F jako instrument niesłychanie muzyczny

Gram na pianinie od czwartego roku życia, i nigdy nie było mi wszystko jedno na jakim fortepianie, a do muzyki filmowej szczególnie upodobałem sobie Steinwaya. Fortepianu jednak nie da się ze sobą przewieźć na plecach, a czasy są takie że coraz częściej, szczególnie w muzyce rozrywkowej, gra się na pianinach elektronicznych. Bardzo często znajdowałem się w tego typu sytuacjach, ale niestety bardzo rzadko przynosiły mi one satysfakcję – w większości przypadków czułem się jak bym grał na czymś z plastiku, zadowalając się tym że instrument stroi. Tak, to prawda, może mnie ktoś przekonywać że coś ma najlepsze brzmienie z możliwych – ja natomiast, znając naprawdę wiele tych instrumentów, wszystko muszę sprawdzić sam.

Dziś tak bardzo nie akceptuję brzmień różnych instrumentów z wbudowanymi próbkami fortepianu, że właściwie to co najbardziej lubię to podłączać ich klawiatury do komputera i przez MIDI wyzwalać na przykład brzmienia Ivory Piano albo Steinway Galaxy czy nawet fortepian wbudowany w Logica albo pianino od East West.

Jako pianista z natury nastawiony jestem sceptycznie do instrumentów udających fortepian – a jeśli już zdarzy mi się podłączyć brzmienia komputerowe, to z kolei dźwięk bywa piękny, ale nieprzyjemnie się gra, niektóre dźwięki “wyskakują”, dziwny jest velocity response (tak, dobrze wiem że ta krzywa jest regurowalna, ale często to i tak nie funkcjonuje tak jak prawdziwy instrument).

Parę razy jednak fotepian syntetyczny sprawdził mi się bardziej niż prawdziwy. Zdarzyło mi się że ogromny Steinway, który miał na przykład tak ustawiony mechanizm że nie dało się na nim zagrać piano, w ogóle.

Przy tych wymaganiach postanowiłem z wielką ciekawością przyjąć do testu Rolanda FP-7F oznaczonego jako Super Natural piano. Chciałbym jednocześnie podziękować firmie Roland za dostarczenie tego instrumentu.

Skupię się na tym co jest według mnie najważniejsze – nie będę testować dodatkowych urządzeń takich jak looper do nakładania dźwięku, wejście mikrofonowe z efektem harmonizacji. To są cudowne nowe funkcje które na pewno się przydadzą niektórym (poczytajmy specyfikację techniczną produktu)– ale nie mają wpływu na komfort używania instrumentu. Dla muzyka naprawdę rzeczą najważniejszą jest odpowiedź na pytanie jak to gra i jak się na tym gra, jak klawiatura reaguje na to co chcę zagrać. Głównie się skupię też na brzmieniu fortepianu, które jest niejako wizytówką tego instrumentu.

Dodatkowo jest jeszcze jedno ważne kryterium które moim zdaniem może być istotne przy wyborze instrumentu. Dla mnie dobry instrument ma nie tylko dobrze się miksować w sytuacjach koncertowych, ale tez dobrze brzmieć na płycie. Tutaj musi istnieć równowaga.

Idziemy więc dalej. Pierwsze co po otwarciu obszernego pudła mnie zadziwiło to fakt że w srodku jednak nie ma tych pięknych drewnianych nóżek ze zdjęć tylko właściwie sam, jak to mówią “parapet”. Później się zorientowałem że to jest osobna opcja – może i dobrze, przynajmniej zmieści się do samochodu jak by trzeba było. Odpakowałem instrument i zaraz później dotknąłem klawiatury. Pierwsze zaskoczenie, tak głośno pracuje jak karabin maszynowy, dosłownie, chociaż wydaje się dosc wygodna. Dotychczas przyzwyczajony byłem do Fatara jesli chodzi o ważone klawiatury, a jako kontrolera używam leciwego już KORGa SP-200 (to też Fatar). Oczywiście barw z niego nawet nie słucham, są żenująco nieprzystające do dzisiejszych instrumentów.

Biorę więc tego Rolanda i stawiam na statywie zamiast mojego dawnego instrumentu. Super sprawa, że ma wbudowane głośniki, często w warunkach koncertowych jest to sposób na źle dynamicznie dopasowane odsłuchy. Dobrze jest mieć zródło dźwięku w samym instrumencie. Pierwsze co sprawdzę na pewno czy jak wypuszczę sygnał przez audio out na zewnątrz czy czasem myśl techniczna nie odłączy głośników, jak się zdarzało w niektórych instrumentach… najbeznadziejniejsza rzecz jaka się może przydarzyć.

Następne zaskoczenie, instrument jest bardzo ciężki, z przenoszeniem mojego porzedniego nie ma żadnego problemu, nawet jak trzeba po schodach do bagażnika. Ten jest tak zrobiony że właściwie jeden facet go uniesie, ale ciężko go samemu podnieść z podłogi, udało się tylko nieść go bokiem, nie ma za co chwycić, bo jest cały płaski, trzeba uważać by nie uszkodzić czegoś. Generalnie polecam dobry stabilny statyw (ja mam patent Herculesa). Jednak nikt nie powiedział że to jest instrument do przenoszenia, na obrazku wygląda ślicznie z tymi drewnianymi nogami, więc raczej jest przeznaczony do domu.

Już jestem pozytywnie zaskoczony, z tyłu znalazłem wyłącznik przesuwany, który pozwoli mi włączać i wyłączać głośniki wbudowane! Żeby tylko jeszcze brzmienie mnie zadowoliło… Nie mogę się doczekać i podłączam porządne słuchawki!

Chciałem użyć mojego pedału sustain od Korga i okazuje się że tenże Roland ma odwrotną polaryzację – dziwne, może czegoś nie wiem, ale przy włączaniu systemu z podłączonym pedałem system sam powinien polaryzację zmienić. Nie jest to intuicyjne więc będę czytać instrukcję czy to w ogóle możliwe. Wróciliśmy do czasów lutowania przewodów? Podłączam więc pedał dedykowany Rolandowi.

Na “kłapanie” klawiatury narzekałem jak na dźwięki z Kałasznikowa, tymczasem okazuje się że już ją polubiłem, jest niezwykła. Jest takie wrażenie że mechanika działa bardzo dobrze, tak jak w dobrym fortepianie, co mnie zaskoczyło, nie czuć żadnej inercji w przyciskaniu tych klawiszy, bardzo szybko odbija i reaguje, no może mam trochę zastrzeżenie że jak się zagra bardzo forte to w prawdziwym fortepianie byłoby jeszcze głośniej. No ale efekt “bolącej” struny to raczej tylko na żywym instrumecie można uzyskać. Próbuję zagrać fragment Etiudy rewolucyjnej Chopina – no i da się… Czujemy że mamy pod palcami zapas, rakiętę, a o to chodzi, żeby czuć pełną kontrolę, że mamy na tyle ekspresji dostępnej ile chcemy.

Rozumiem że jest to “stage piano”, ale jako kompozytor narzekam na brak przynajmniej pitchbendera, za taką cenę powinno być to możliwe. Aftertoucha rozumiem że nie ma, bo pewnie zmieniłoby to właściwości klawiatury.

Improwuzuję sobie i stwierdzam że po raz pierwszy od dawna mam wrażenie że sprawia mi przyjemność granie na elektronicznym instrumencie – naprawdę można improwizować, wszystko jest jak trzeba, brzmienie inspiruje, czego się nie spodziewalem, wciskam pedał to słychać szum strun – wcześniej coś takiego słyszałem tylko w wirtualnych instrumentach. Dźwięk z tych wbudowanych głośników jest śliczny, próbuję na pedale zagrać bardzo wiele nut, wszystko się sprawdza, na tyle na ile da się udwać że to jest fortepian. Wielka przyjemność.

Z dodatkowych funkcji instrument ma kilka różnych barw, np fortepian elektryczny (bardzo porządny), brzmienie strings i ogranów. Te jednak pominę, bo naprawdę nie widzę ich zastosowania, skoro nie brzmią na tyle dobrze co pianino.. Dodam że jedynie główne brzmienie fortepianu mnie zadowala, te poboczne raczej są średnie. Inna funkcja to mozliwość dzielenia klawiatury (tzw split), w taki sposób żeby inną barwą można było grać prawą ręką i inną lewą. Ma też wbudowany metronom.

To co się rzuca w oczy to dodatkowo możliwość dołączenia mikrofonu na łączu przypominającym mały jack – tej funkcji jednak nie testowałem ponieważ u siebie mam jedynie mikrofony podłączane za pomocą kabla XLR. To by trzeba było zgłębić osobno jaki mikrofon nadaje się do podłączenia do tego Rolanda.

Wpadłem na inny pomysł, bo przecież niektórzy nagrywają płyty w domu. Podłączam go przez MIDI jako kontroler, nie mogłem się pohamować, też gra się wspaniale, no ale niestety źródło dźwięku już nie wychodzi z samego instrumentu – jeśli ktoś kupuje już instruement elektroniczny, to niech naprawdę zadba o to żeby były wbudowane głośniki w niego. To wielka frajda, tak jak w tym przypadku. Jeśli bym chciał pograć sobie w domu w ogóle nie chciałbym nawet myśleć że mam podłączać się do jakichś wzmacniaczy czy kart muzycznych.

Jest jedna rzecz która przy testach mnie kompletnie zaskoczyła i zbiła z tropu. Oktawa subkontra i kontra ma ewidentnie jakiś problem z intonacją. O ile same te dźwięki brzmią dobrze to w połączeniu z akordami granymi w górze, nawet w oktawie razkreślnej robi się fałsz. Wystarczy zagrać trójdźwięk g kontra, c wielkie i g wielkie. Wrażenie intonacyjne jest takie że lewa ciągnie w dół a prawa do góry. Nie wiem z czego to wynika, szczególnie jeśli lewą ręką zagra się oktawę. Same dźwięki oktawy subkontra brzmią trochę niestabilnie jakby “wjeżdały” do góry, mają dziwne zdudnienia, słychać to. Niestety nie da się tego ukryć. Zacząłem drążyć temat i ulżyło mi dopiero w momencie gdy podłączyłem instrument do zewnętrznych głośników za pomocą jego wyjścia out, tym razem już nie jako klawiaturę sterującą. (Przy okazji sprawdziłem że wewnętrzne głosniki również grają, nie odłączają się od podłączenia kabla do wyjść out – głośniki można wyłączyć przełącznikiem z tyłu – to bardzo przydatne) No i całe szczęście okazało się że wszystko jest dobrze! Stroi wtedy pięknie. Jednoznacznie więc stwierdzam że chyba tak się jakoś alikwoty dziwnie zachowują, akurat z tymi wbudowanymi głosnikami. Wygląda na to że mogę mieć jedynie pretensje do producenta głośników, bo potwierdziłem że próbka sama wbudowana w instrument stroi dobrze, choć i tak uważam że Roland pownien się tym zainteresować. Nagrałem to wszystko za pomocą zewnętrznego mikrofonu i dołączam do testu. (Proszę posłuchać szczególnie w plikach glosnikiwewn3, 4). Dla porównania pliki test1Roland, test2Rolandtest3Roland nagrane zostały za pomocą wyjścia line out.

Wypadałoby dodać (co uwieczniłem na fotografiach) że instrument ma możliwość wybrania różnych strojów, np pitagorejski czy arabski. Oczywiście sprawdziłem że opisany wyżej problem dotyczy stroju równomiernie temperowanego, próbowałem resetować instrument i przywracać do ustawień fabrycznych. Nie znalazłem jednak skali ćwierćtonowej… no chyba żeby skorzystać ze tego co pisze producent regulacja wysokości indywidualnych nut w zakresie -50.0 – +50.0 centów, dosc żmudna. No ale to raczej specyfika instrumentów smyczkowych, a to przecież jest Stage Piano…

Skoro już podłączyłem wyjście out do studyjnych głośników przez kartę muzyczną Fireface napiszę parę uwag na temat samego brzmienia instrumentu – teraz słuchanego w warunkach studyjnych. Uważam że pełny test musi być podparty takim porównaniem. (patrz plik Test1 Roland oraz innyinstrument2) No i tutaj muszę powiedzieć że, choć idealnie czysto, nieco mniej to brzmi przyjemnie. Porównałem np z próbkami Steinway Galaxy, które brzmią trochę pełniej, są bardziej nasycone, niewątpliwie bardziej brzmią jak fortepian. Ale akurat prawda jest taka, że w wielu nagraniach muzyki rozrywkowej, albo poprostu w warunkach koncertowych ten Roland dużo lepiej będzie się miksować z całością zespołu niż jakiekolwiek wirtualne instrumenty z wyższej półki, tak zwczajnie jest, nie mam problemów z kompresją itd. Jestem przeciwnikiem uzywania wbudowanego korektora graficznego, ponieważ moim zdaniem tylko pogorszy to brzmienie, ale jeśli trzeba, jeśli z jakichś powodów pomieszczenie by pracowało inaczej to jest możliwość zrobienia tego z poziomu instrumentu. Jednak, szczególnie do muzyki rozrywkowej z całym przekonaniem stwierdzam że testowany Roland będzie dobrze brzmieć w miksie, ma w sobie te częstotliwości, które dobrze brzmią w radiu, nie muli, jest klarowny. Posłuchajcie dołączonych przykładów. Poprzełączałem również trochę barwy i postanowiłem go “pokatować” długimi nutami na pedale, sprawdził się bardzo.

Podsumowując napiszę że jest to jeden z najlepszych instrumentów na jakich grałem i gorąco polecam. Wrażenie jest takie że za tę cenę dostajemy coś niezwykłego, co można polubić tak jak pianino. Gdy miewam gości czasem coś im gram, zwykle zawsze podchodzę do pianina prawdziwego – tym razem jednak czuję naprawdę walor w tym Rolandzie, czuję że on ma duszę, że coś w nim jest. Tak jak pisałem granie na nim to przyjemność, mechanika jest świetna, i można w ogóle próbować modelować brzmienie i się zainspirować tym instrumentem, korzystając z jego wbudowanych głośników. Choć jednak wiadomo że nie jest to fortepian instrument jest niesłychanie muzyczny, tak bardzo że szkoda było go oddawać. A może właśnie Rolandowi nie chodziło o emulację fortepianu tylko o stworzenie czegoś co jest równie ciekawe i ma duszę? Posłuchajcie tylko pliku TestRoland3.

Adrian Konarski

 

Pliki do pobrania