17-01-2022

Jakub Krzywak

 

Co łączy dobrze już znaną miejscówkę koncertową klub Tama, Miasto Poznań i Estradę Poznańską? Nie tylko to samo miasto ale i wspólne działania. Listopad 2021 stał w Poznaniu pod znakiem cyklu koncertów w ramach Estrada Live Festival. Na cotygodniowych koncertach można było usłyszeć m.in. takich artystów jak Mela Koteluk, Mrozu, Donguralesko czy Paluch. Ostatnie z serii tych wydarzeń stanowiło nie lada atrakcję, szczególnie dla ludzi mocno związanych z Poznaniem i jego sceną muzyczną.

18 listopada odbył się bowiem koncert finałowy festiwalu, podczas którego najpierw, w charakterze przedskoczka, wystąpił debiutujący na scenie Michał Madajczyk z zespołem, następnie pierwsza z gwiazd – Sorry Boys z fenomenalną Belą Komoszyńską, zaś zwieńczeniem wieczoru był koncert zespołu Muchy, nierozerwalnie związanego z miastem doznań.

Jan Borysewicz / Stefan Czerwiński / Szymon Waliszewski
fot. Maciek Lachowicz / kadr.org.pl

I to nie był zwykły koncert. Jednakże, zanim przejdziemy do meritum, przybliżmy tę grupę czytelnikom, którzy dotychczas nie mieli z nią styczności.

Muchy to zespół obok którego debiutu nie można było przejść obojętnie. Natychmiast po wydaniu debiutanckiej płyty stał się ulubieńcem fanów ale i dziennikarzy muzycznych, z Piotrem Stelmachem z radiowej Trójki na czele. Od czasu debiutu skład personalny zespołu zmieniał się wielokrotnie, a grupa cały czas nie ustawała w muzycznych poszukiwaniach. Przez sceny polskich klubów i festiwali wraz z grupą przewinęły się takie osobowości jak choćby Krzysztof Zalewski czy ówczesny gitarzysta Lecha Janerki – Damian Pielka. Warto dodać, że współautorem ich sukcesu był również Marcin Bors, odpowiedzialny za albumy Notoryczni Debiutanci i Chcecicospowiedziec. Obecnie zespół występuje w niemalże oryginalnym, początkowym składzie, którego szeregi zasilili Stefan Czerwiński i Piotr Kołodyński (obaj Terrific Sunday).

Ale wróćmy do koncertu. Muchy postanowiły, oczywiście nie zapominając o swoich największych przebojach, zdominować koncertową setlistę utworami z ich najnowszej, entuzjastycznie przyjętej i nie schodzącej z notowań list przebojów płyty Szaroróżowe. Z pewnością nie lada gratką dla fanów był fakt, że zespół postanowił zaprosić do gościnnego udziału w koncercie wszystkich Artystów, którzy dołożyli szczyptę swojego talentu do tego nietuzinkowego wydawnictwa.

Zespół Muchy. Od lewej: Piotr Kołodyński (gitary/instrumenty klawiszowe/wokal), Michał Wiraszko (gitara, wokal, autor tekstów), Stefan Czerwiński (gitara/gitara basowa/wokal), Szymon Waliszewski (perkusja/gitara/wokal), Piotr Maciejewski (gitara basowa/instrumenty klawiszowe/wokal).
fot. Maciek Lachowicz / kadr.org.pl

Tym samym na scenie można było zobaczyć znakomitego pianistę Michała Kmieciaka, Pawła Krawczyka i Katarzynę Nosowską (HEY), wokalistkę Monikę Borzym, Michała Szturomskiego (Afro Kolektyw, Sowy Polski, MNKR), wspominaną już Belę Komoszyńską z Sorry Boys, Jana Borysewicza (Lady Pank) czy wreszcie muzyka legendarnej Republiki – Zbyszka Krzywańskiego.

Michał Wiraszko / Bela Komoszyńska
fot. Artur AEN Nowicki / Estrada Poznańska

W produkcję koncertu od strony technicznej zaangażował się dystrybutor sprzętu pro audio – firma SoundTrade, która dostarczyła na potrzeby jego realizacji całą gamę sprzętu z ich oferty. Na stanowisku FOH można było zobaczyć flagową konsoletę Midas Heritage-D HD96-24 (co ciekawe, realizator Sorry Boys również korzystał z  Midasa – modelu M32R). Odsłuch dla wszystkich muzyków zespołów został oparty o rozwiązanie mikserków personalnych Midas DP48 (wraz z HUB4) a znakomita większość backline omikrofonowano z użyciem niemieckich klasyków spod szyldu beyerdynamic. Po stronie klubu Tama (w osobie Wojciecha Klocińskiego) było nagłośnienie frontowe (L’Acoustics V-DOSC) oraz realizacja monitorów dla gości, za którą był odpowiedzialny Szczepan Buzun.

Midas Heritage-D na froncie
Fot. Kuba Krzywak / Realizator.pl

O ile kwestia frontów i miksera FOH w zasadzie nie wymaga naszego redakcyjnego komentarza, o tyle byliśmy ciekawi systemu monitorowego Midas DP48. O to, jakie przesłanki stały właśnie za takim wyborem zapytaliśmy Michała Niezbeckiego, realizatora Much.

„Wybór był dość prosty. Nie tylko dlatego, że będąc związanym zawodowo z marką Midas doskonale znam ten sprzęt ale również w odpowiedzi na sugestie muzyków, by uzyskać możliwie jak największą powtarzalność między koncertami, podróżując bez własnego realizatora monitorów. DP48 to świetny sprzęt, z bardzo szerokimi możliwościami konfiguracji i funkcjonalnościami, jak choćby bezproblemowym współdzieleniem miksera przez dwóch muzyków (w trybie dual), zdalną konfiguracją i zarządzaniem, możliwością rejestracji wielośladowej już z poziomu mikserka i praktycznie nieograniczonym procesingiem wszystkich z 48 sygnałów wejściowych”.

Michał Niezbecki podczas prób za konsoletą Midas Heritage-D
Fot. Kuba Krzywak / Realizator.pl

„Małym wyzwaniem okazało się przejście z częstotliwości pracy 96 kHz (Midas HD – przyp.red.) na 48 kHz, w której pracują zarówno DP48 jak i Hub4. Jako, że nie miałem wówczas w dyspozycji karty AES50 dla HD96-24 postanowiłem dokonać tej konwersji z użyciem małego, rackowego X32-Core, wyposażonego w kartę Dante. Sygnały ze stageracka DL251 na scenie trafiały na mikser FOH, po czym wysyłałem je zwrotnie na scenę, prosto po preampach i bez procesingu ale już w sieci Dante. Ponieważ Heritage-D może przesłać 192 kanały z użyciem tylko jednej skrętki nie powodowało to konieczności użycia większych zasobów w stosunku do choćby serii Pro. Druga skrętka służyła do transmisji Dante pomiędzy FOH a X32-Core znajdującym się na scenie. Następnie sygnały z X32-Core (również bez procesingu) za pomocą AES50 (ale już w 48 kHz) zostały dostarczone do urządzenia Midas HUB4. Jego niewątpliwą zaletą jest nie tylko to, że zapewnia zasilanie PoE dla wszystkich mikserków ale przede wszystkim możliwość podłączenia do wyjść na tylnym panelu czterech podwójnych par nadajników IEM, których miksy są zarządzane niezależnie przez każdego muzyka z mikserków personalnych DP48. Oczywiście skwapliwie skorzystałem z tej możliwości, przy czym wokaliście (Michał Wiraszko – przyp.red.) do mikserka podpiąłem również monitor wedge, z niezależną kontrolą poziomu i miksu. Szymon zaś (perkusja – przyp.red.) wolał skorzystać z jednego z lokalnych wyjść słuchawkowych DP48, przy okazji poprzez wejście AUX domiksowując sobie metronom.” – Michał szczegółowo wyjaśniał nam koncertowy setup zespołu.

Odsłuch osobisty Midas DP48
Fot. Kuba Krzywak / Realizator.pl

„Uzupełnieniem sprzętowym są dla mnie oczywiście sitka „bejera”” – dodał. „Praktycznie całe bębny robię na zestawie TG Drumset L, uzupełniając go o genialny TG D70 na stopce, M201 na werblu i sparowany set MC930 na OH, ten ostatni najczęściej w ustawieniu recording man. Pozostałe sita to podwójna wstęga M160, w której chyba dziewczęcą miłością zadurzył się Stefan (gitara – przyp.red.), klasyk do wszystkiego, czyli TG M88 na basie, a ostatnio hiperkardioidalny TG V70 na jednym z wokali chórkowych”.

Będąc na scenie, wykonując serię zdjęć poszczególnym rozwiązaniom, postanowiłem zapytać muzyków o ich spostrzeżenia na temat pracy z odsłuchem osobistym Midas DP48 oraz mikrofonami beyerdynamic. Oczywiście nie tylko o sprzęt pytam. Pierwszą osobą, którą spotkałem na scenie był Stefan Czerwiński, gitarzysta i wokalista, który w zespole Muchy tworzy od 2013 roku.

Kuba Krzywak: Gitara i wokal. Tak było od początku?

Stefan Czerwiński: W Muchach od zawsze gram na gitarze, natomiast w moim tegorocznym setupie koncertowym nowością jest wokal oraz wzmacniacz basowy, którego używam podczas piosenki „Szaroróżowe”. W przypadku innych zespołów, w których mam okazję grać, zazwyczaj bywam otoczony jeszcze instrumentami klawiszowymi.

Pamiętasz swoje pierwsze instrumenty, piece gitarowe?

Tak! Nie jestem w stanie powiedzieć, co to było na sto procent, natomiast wydaje mi się, że pierwszy wzmacniacz gitarowy, który pojawił się u mnie w domu i zarejestrowałem jego obecność, to pożyczony przez mojego brata od Macieja Sobczaka, dwugłośnikowy (prawdopodobnie) Tonsil. Coś na kształt modelu Panorama 50, ale jakby o połowę mniejszy. Stoi w mieszkaniu rodziców do dnia dzisiejszego 😉 Natomiast pierwsza gitara elektryczna, którą miałem okazję trzymać w dłoniach, to Defil. Model Aster. Niezapomniane wrażenia 😉 Następną parę tworzył wiecznie pożyczany od mojego brata meksykański Fender Stratocaster, którego dostał na osiemnaste urodziny, a zrzucała się na niego połowa familii oraz Line 6 Flextone III z nożnym sterownikiem. Na tamten moment wydawało mi się, że lepiej już być nie może.

Monitoring Midas Dp48 w praktyce scenicznej 
Fot. Kuba Krzywak / Realizator.pl

W Tamie spotykamy się na scenie klubowej. Często grasz w takich miejscach?

W pandemicznej rzeczywistości faktycznie koncertów w zamkniętych przestrzeniach jest znacznie mniej, a jesień 2021 jest pierwszą szansą po niemal 1,5 roku na spotkanie się z publicznością w klubowym anturażu. Większa część tegorocznej trasy to jednak wstępy plenerowe.

Poznańska scena nie należy do największych. Dobrze się czujesz na takiej przestrzeni?

Tak! Możemy bezproblemowo nawiązać ze sobą kontakt wzrokowy, w razie problemu jednym spojrzeniem wywołać z boku sceny naszego technika, który udzieli natychmiastowej pomocy. W przypadku koncertów, które trzeba zagrać na mniejszych scenach, łatwiej czerpać energię od siebie nawzajem, nie ma poczucia, że każdy z nas gra będąc skupionym tylko na sobie.

Monitorów podłogowych praktycznie nie ma. Jest za to system monitoringu DP48. Jak oceniasz możliwości tak spersonalizowanego monitoringu?

Możliwości, jakie niesie ze sobą DP48, są przeogromne. Możliwość kontrolowania poziomu, umiejscowienia w panoramie, nakładanie efektów, uwydatnianie bądź chowanie konkretnych częstotliwości każdego instrumentu znajdującego się na scenie sprawia, że finalny miks, który otrzymujemy daje pełen komfort w trakcie występu na scenie. A to i tak ledwie malutki ułamek możliwości jakie daje to urządzenie. Cały sprzęt opakowany w bardzo solidną obudowę daje wrażenie obcowania z czymś naprawdę bardzo dobrze wykonanym.

Czy podczas prób dużo ustawień zmieniasz pod swoje potrzeby?

Mieliśmy okazję przeprowadzić bardzo długą, przygotowującą nas do obsługi urządzenia, koncertową próbę w gdańskim Starym Maneżu. Przygotowaliśmy sobie wówczas pierwszy miks, który w moim wypadku był bazą do każdego następnego koncertu, także podczas kolejnych prób tych zmian było coraz mniej.

Świetne dopasowanie na scenie
Fot. Kuba Krzywak / Realizator.pl

A już podczas samego wykonu?

Podczas samego koncertu właściwie staram się nie ruszać żadnych z parametrów, które zostały zapisane podczas próby poprzedzającej koncert. Jeśli już w ogóle do tego dochodzi, to zazwyczaj są to niuanse – odrobinę większa ilość bębnów, które są punktem odniesienia, który lubię mieć uwydatniony, ewentualnie miks gitary, czy mojego wokalu.

Co Ciebie zaskoczyło w pracy na DP48?

Zaskoczyło mnie jak łatwe jest w obsłudze. W pierwszej chwili byłem przerażony ilością przycisków, kombinacji klawiszy, itp., natomiast stosunkowo szybko okazało się, że urządzenie jest bardzo intuicyjne i do najbardziej potrzebnych funkcji można dostać się bez problemu.

Na piecu gitarowym masz mikrofon Beyerdynamic M160. Miałeś wcześniej styczność z tymi „sitkami”?

Mam przyjemność grać na nim od początku trasy promującej nasz najnowszy album i w życiu nie czułem się lepiej! Przyznam szczerze, że nie mam wielkiej wiedzy w tej materii i w dniu, w którym nasz realizator – Michał „Siwy” Niezbecki – podłożył go pod mój wzmacniacz, to nawet nie zwróciłem na to uwagi. Dopiero podczas koncertu poczułem, że moja gitara brzmi tak, jak jeszcze nigdy nie brzmiała. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem po zakończeniu koncertu było pytanie do Siwego: „O co tu chodzi? Jak Ty to zrobiłeś?!” 🙂

Jak oceniasz walory brzmieniowe tego mikrofonu?

Mam wrażenie, że brzmienie staje się bardziej krągłe, bliskie, niweluje wysokie częstotliwości oraz daje poczucie znacznie większej kontroli, niż w wypadku innych mikrofonów.

To jak jesteśmy przy mikrofonach to poprosiłem Michała Wiraszko o krótką wypowiedź jako wokalistę.

Ostatnią trasę klubową graliśmy pod szyldem „Szaroróżowe” promując nasz najnowszy album. Wróciliśmy do intensywnego koncertowania po 7 latach przerwy, wliczając pandemiczne miesiące. Było z pewnością sporym wyzwaniem, aby wrócić do koncertowej formy po dłuższej przerwie i w niepewnej rzeczywistości. Przygotowywaliśmy się do trasy kilka tygodni, układając długi, przekrojowy set z całej dyskografii zespołu. Ridery i kwestie techniczne powierzyliśmy Michałowi Niezbeckiemu, z którym współpracujemy od roku 2013. Tradycyjnie Michał zajął się opracowaniem całego setupu sceny, wraz z nagłośnieniem i odsłuchami.

Nasza ekipa to w sumie 8 osób – pięciu muzyków (poszerzyliśmy skład koncertowy o Piotra Kołodyńskiego), oraz trzech członków ekipy, tj. technik, tour manager i szef ekipy – wspomniany Michał Niezbecki. Jak większość regularnie koncertujących artystów, mamy przez lata wypracowane wspólnie sygnały i komunikaty porządkujące pracę na scenie. Z Michałem współpracujemy przez talkback umieszczony na fohu i prowadzący komunikaty Michała do naszych odsłuchów. Dodatkowo technika jest cały czas obecna na scenie, aby na bieżąco reagować na dynamikę sytuacji koncertowej”.

Monika Borzym / Szymon Waliszewski
fot. Artur AEN Nowicki / Estrada Poznańska

Monitoring spersonalizowany Midasa, to z pewnością znakomite narzędzie odsłuchowe, pozwalające na szeroki zakres kontroli i doboru brzmienia bezpośrednio przez muzyka na scenie. To intuicyjne i bardzo „miodne” w obsłudze cacuszko. Pracowaliśmy do tej pory na podobnych systemach podczas prób, jednakże nie dorównywały one sprawnością i operatywnością Midasowi. Wszyscy muzycy chętnie podeszli do współpracy z urządzeniami, włączając je do swego scenicznego setupu”.

„Osobiście, pełniąc w zespole funkcję wokalisty i frontmana, który oprócz zadań wykonawczych, ma także pakiet „spraw” konferansjeryjnych i wizerunkowych do poprowadzenia na scenie pozostałem przy odsłuchu IEM sterowanym ze stołu lub ze stanowiska odsłuchowca. Spowodowane to było niemożliwością pogodzenia sprawnego prowadzenia koncertu z operowaniem dodatkowym urządzeniem na froncie sceny, w dynamicznym rokendrolowym secie. To jedyna rzecz, nad którą musiałbym z mojego punktu widzenia popracować – być może jest to kwestia wprawy i ogrania, aczkolwiek w toku zakończonej właśnie trasy wolałem polegać na wypracowanych latami. Nie zmienia to faktu, to zarówno stół Heritage-D jak i spersonalizowany system monitorowy Midasa, uporządkowały nam bardzo pracę na scenie i poprawiły całościowe brzmienie zespołu”.

Bardzo sympatyczne rozmowę odbyłem z Szymonem Waliszewskim. Bo przy okazji spotkania na scenie okazało się, że Szymon mieszka w Zielonej Górze więc blisko mnie (około 50 kilometrów). Mogliśmy podyskutować na temat zielonogórskiej sceny, kabaretach oraz życiu w lubuskim. Spotkanie na szczycie 🙂

Kuba: Szymon, jak rozpoczęła się Twoja przygoda z muzyką i perkusją?

Szymon Waliszewski: Dość banalnie. W 1992 zobaczyłem w nieprzestrojonym jeszcze na pal telewizorze, klip do piosenki Nothing else matters zespołu Metallica. Miałem wtedy 11 lat i nie umiem Tobie w tej chwili już odpowiedzieć dlaczego, ale bardzo chciałem być jak ci goście z ekranu. To pragnienie musiało we mnie pozostać, bo kiedy zobaczyłem w licealnym, szkolnym schowku zielonego Polmuza, z pękniętymi naciągami, bez blach i werbla, to wiedziałem, że właśnie marzenie zaczęło się realizować. Wprawdzie ani trochę nie stałem się tym kim są „ci goście”, ale Nothing else matters uwielbiam do dziś.

Jak to się stało, że dołączyłeś do zespołu i bierzesz udział w tej trasie koncertowej?

Razem z Miśkiem Wiraszko i Piotrkiem Maciejewskim założyliśmy w 2004 roku zespół Muchy. W 2019 zarejestrowaliśmy nasz kolejny, piąty już długogrający album pt. Szaroróżowe (premiera miała miejsce 16 lipca 2021 roku). Aktualnie gramy koncerty promujące to wydawnictwo.

Z naszej rozmowy wynika, że bardzo lubisz nowe technologie wykorzystywane w muzyce. Czyli lubisz testować nowe rozwiązania?

Zdecydowanie. O ile w kwestii instrumentów podzielam zdanie, że stare brzmią lepiej niż nowe, to w kwestiach technicznych szukam rozwiązań, które ułatwiają mi grę i całą tą estradową „kwaterkę”, którą przed każdym wyjściem na scenę trzeba ogarnąć. Od pewnego czasu rozglądałem się za nowszym i bardziej wszechstronnym, personalnym rozwiązaniem odsłuchowym. Niewielki analogowy mikser, do którego do tej pory podłączałem 3 x XLR – miks bębnów, miks instrumentów, miks wokali, był rozwiązaniem dużo lepszym niż klasyczne monitory, ale jedynym parametrem na jaki miałem realnie wpływ podczas grania była głośność poszczególnych miksów.  Kiedy pojawiła się propozycja przetestowania cyfrowego urządzenia Midas DP-48, zapaliłem się do tego pomysłu, chociaż przyznam, że miałem pewne obawy, czy poradzę sobie z jego obsługą. Na całe szczęście obawy okazały się płonne, a samo urządzenie na tyle wspaniałe, że zostanie już pewnie ze mną na dłużej.

Szymon również używał systemu Midas Dp48
Fot. Kuba Krzywak / Realizator.pl

W TAMIE spotkaliśmy się na scenie. Powiedz jak oceniasz to miejsce pod względem muzycznym?

Fantastyczne miejsce, znane chyba przede wszystkim miłośnikom muzyki klubowej, aczkolwiek muszę przyznać, że byłem zaskoczony jak zabrzmiały tam mocniejsze, gitarowe dźwięki. Z pewnością to też zasługa Michała Niezbeckiego, realizatora dźwięku z którym na co dzień współpracujemy. Michał gościnnie realizował występ innego wykonawcy, mogłem więc przekonać się jak brzmi klub na przodach i w jak świetnej formie jest realizator. Z wielką przyjemnością wpadnę tam na koncert jeszcze nie raz.

Czy dla Ciebie każda próba jest taka sama?

Absolutnie nie. Każda scena, każdy klub ma inne wymagania. Bywają takie sytuacje (jak w Tamie) gdzie mieliśmy komfort wielogodzinnej próby dzień przed koncertem, a bywa czasem tak – szczególnie na dużych scenach festiwalowych, że próba trwa kilkanaście minut i trzeba ustawić wszystko pod presją czasu bez późniejszej możliwości jakiejś większej modyfikacji – odsłuchu, czy zestawu. Nie stanowi to rzecz jasna żadnego problemu, poczytuję możliwość występowania na scenie za duży przywilej i każdą sytuację estradową traktuję poważnie i odpowiedzialnie, niemniej jednak wszelkie możliwe usprawnienia takie jak – na przykład – system monitoringu spersonalizowanego, zawsze są bardzo mile widziane i wpływają na komfort gry i przebywania na scenie w ogóle.

Stopa została nagłośniona mikrofonem beyerdynamic
Fot. Kuba Krzywak / Realizator.pl

Bardzo zachwalałeś system monitoringu spersonalizowanego na scenie. Powiedz mi jak bardzo zmienia to jakość perkusiście?

Dla mnie osobiście jest to ulubione rozwiązanie odsłuchu scenicznego. Mam kontrolę nad każdym jego elementem, mogę dowolnie w każdej chwili modyfikować głośność miksu lub pojedynczych elementów, predefiniować ustawienia EQ i następnie dopasowywać je wgrywając po prostu odpowiedni, zapisany wcześniej „preset”. Znacznie skraca to czas próby co jest, jak wspomniałem wcześniej, nie do przecenienia w sytuacjach koncertowych. Pozwala również na podjęcie natychmiastowej praktycznie reakcji podczas grania i w zakresie jakiego oczekujesz, nie zaś wypadkowej tego jak Cię „zrozumiał” monitorowiec.

Podczas trasy promującej album „Szaroróżowe” miałem – o czym wspomniałem już wcześniej – wielką przyjemność testować osobisty mikser cyfrowy MIDAS DP48.  Korzystałem już incydentalnie podczas prób z podobnych urządzeń innych firm (między innymi Behringer P16-M) i przyznam, że o ile sama idea takiego odsłuchu bardzo mi przypadła do gustu, to interfejs urządzeń był na tyle dla mnie nieintuicyjny, że nie zdecydowałem się na wprowadzenie takiego rozwiązania na scenę.

Panel DP48 od strony perkusisty
Zdjęcia wykonane podczas prób przez Szymona

Wiem, że masz bardzo dużo ciekawych sugestii jako użytkownik. To teraz opowiedz trochę o zaletach, ale też o swoich propozycjach dla producenta 🙂

Chciałbym przede wszystkim pochwalić bardzo intuicyjny i czytelny interfejs urządzenia. Łatwość przechodzenia do kolejnych kanałów czy grup instrumentów jest tak duża, że z powodzeniem można edytować poszczególny zakres podczas gry. Rozmieszczenie przycisków i kolory podświetleń prowadzą użytkownika bezbłędnie wszędzie tam gdzie akurat chce trafić. Wyświetlacz jest czytelny i bardzo pomaga w poruszaniu się po systemie, możemy też ułatwić sobie obsługę przypisując do jednego z dużych pokręteł najczęściej używany lub najważniejszy kanał. Brakowało mi chyba tylko uproszczonego trybu „dynamicznego”, podczas którego można byłoby jeszcze łatwiej edytować podstawowe parametry podczas gry.

A zdarza Ci się jeszcze grać na klasycznym systemie monitorowym?

Tylko kiedy wychodzę na front z gitarą akustyczną i śpiewam piosenkę „Guliwer”. To oczywiście zupełnie inna i nieporównywalna sytuacja do tej gdzie siedzę za bębnami, aczkolwiek przyzwyczaiłem się już tak bardzo do personalnego odsłuchu, że nie zamierzam zamienić go na żaden inny.

Panel systemu Midas Dp48
Zdjęcia wykonane podczas prób przez Szymona

A jak to zmienia perspektywę kiedy raz grasz klasycznie, a raz na monitoringu spersonalizowanym?

Dla mnie to jest przepaść. Nie lubię klasycznych monitorów. Może nigdy nie miałem dobrze zrobionego takiego odsłuchu i dlatego jestem uprzedzony, a może po prostu odczuwam potrzebę indywidualnej możliwości korekcji i edycji dźwięku w czasie rzeczywistym i dzięki takim rozwiązaniom jak Midas DP-48 polubiłem to jeszcze bardziej. Korzystając z okazji, życzę wszystkim, żeby też jeszcze bardziej polubili to co robią 😉

Ciekawie opowiedział o swoich doświadczeniach Piotrek Kołodyński, gitarzysta, klawiszowiec i wokalista w zespole Muchy.

To była moja druga trasa z zespołem Muchy, jako muzyk wspierający podczas koncertów promujących płytę “Szaroróżowe”. W miesiąc musiałem nauczyć się 40 utworów, ale nie był to problemem, biorąc pod uwagę, że jako gimnazjalista byłem osłuchany z zespołem. Potem mieliśmy wspólną historię, dzieliliśmy razem salkę prób. Na szczęście wokal i instrumenty rozgrzane, bo równolegle udzielam się aktywnie w nowym solowym projekcie oysterboy, gdzie robię dosłownie wszystko (gitara, syntezatory, wokal, aranże, teksty, kompozycja, produkcja, miks, master), oraz Terrific Sunday, a poza tym jestem po studiach mocno idących w stronę realizacji dźwięku – Music Technology. Ukończyłem je w Londynie, na Kingston University. Także poza szaleństwem muzycznym, graniem na scenie, komponowaniem jestem bardzo mocno związany z produkcją muzyki i realizacją, którą też wykonuję na co dzień.Nie będzie więc niespodzianką, kiedy powiem, że takie urządzenie jak Midas DP48 to mikser, który praktycznie czuję, że jest stworzony dla mnie. Lub dla osób takich jak ja. Zauważam trend od kilku lat, że muzycy grający na scenie zaczynają być samodzielni w kwestii realizacji (przynajmniej tej nie wychodzącej poza scenę), bo sami mają doświadczenie w nagraniach swojej muzyki, produkcji. Każdy już wie czym różni się SM57 od 58, dlaczego w danej sytuacji używa się mikrofonów tych, a nie innych, jak mają być postawione. Już większość wie, jak działa kompresor. Została zbudowana świadomość muzyka, co chciałby osiągnąć muzycznie prezentując się publiczności, ale też co chciałby słyszeć, bo wie, że to co chciałby słyszeć pozwoli mu na bezstresowy i emocjonujący performance, podczas którego będzie mógł się w pełni skupić na muzyce i cieszyć idealnym dźwiękiem. Dlatego dla takich muzyków grających na żywo urządzenie to jest dosłownie – perfekcyjne.

Na scenie w zespole Muchy może i jestem osobą wspierającą resztę zespołu, dodatkowym głosem, dodatkowymi instrumentami. Ale jakby na to nie patrzeć, robię po trochę wszystko – gitara elektryczna, akustyczna, chórki, dwa syntezatory, perkusjonalia. I dlatego personalny mikser to zbawca – jako producent mogę bardzo szybko ustawić sobie miks i cieszyć się dokładnie tym, co chcę usłyszeć. Warto zapoznać się z tutorialami i instrukcją obsługi. Mimo intuicyjnej znajomości Behringera P16 i kilku cyfrowych interfejsów mikserów tabletowych, Midas DP48 nie jest urządzeniem typu “Plug and Play” – wymaga poświęcenia 5-10 minut na zapoznanie się z jego funkcjami i jak do nich dotrzeć. Po ogarnięciu instrukcji urządzenie jest dziecinnie proste w obsłudze – jeśli dobrze znamy już jego funkcje.

A na pokładzie znajduje się wszystko, co możemy chcieć usłyszeć w miksie. Chociaż jako producent lubię spędzać czas nad korekcją, 3-punktowa korekcja (2 półki low i high i środkowa Q) w zupełności wystarczą w aplikacjach live. Miks ustawiamy szybko – mikser jest bardzo responsywny, i tak jak byłem sceptyczny do 12 grup zamiast pojedynczych kanałów (do których i tak da się dotrzeć), tak dzięki używaniu DP48 polubiłem grupy przy monitorowaniu.

Mikserek jest na tyle duży, że przejrzyście są rozstawione przyciski, gałki i ekranik, plus bardzo wygodny i stabilny klips na statyw, a jednocześnie na tyle mały i ładny, że świetnie wtapia się w setup każdego muzyka – wygląda jak mały moduł elektroniczny. Każdy zespół jeżdżący z deską Midasa na pewno cieszyłby się z używania DP48 – w szczególności, że Presety da się oczywiście zapisać – na koncertach zespołu Muchy, mimo że używaliśmy czasami równych mikrofonów, wystarczyło wczytać preset z poprzedniego koncertu, a zmiany w poziomach były zwykle minimalne – 1 minuta kręcenia i wracamy do perfekcyjnego miksu.

Niestety Mikser ma też według mnie minusy – zdecydowanie mniej istotne niż przytłaczające wręcz korzyści. Uważam, że zamiast opcji MIX A MIX B, można by jeszcze bardziej zmniejszyć format miksera, na bardziej kwadratowy i tym samym kompaktowy. Nie korzystaliśmy z opcji drugiego miksu, w przypadku naszego zespołu nie było to potrzebne. Po drugie, i chyba to przeszkadzało mi najbardziej, chciałem dostosować grupy trochę inaczej pod siebie. Niestety nazw grup nie da zmienić z urządzenia – trzeba wyjąć kartę SD i zrobić to zewnętrznie. Na koncercie faktycznie potrafiło być to dezorientujące. Jest to jednak kosmetyka.

Uważam też, że sprzęt oczywiście najlepiej sprawdza się w sytuacji, kiedy używamy IEM’ów. W sytuacji odsłuchów podłogowych może to być mikserek problematyczny, jeśli osoba go obsługująca nie zajmuje się na co dzień live soundem. Generalnie najchętniej jeździłbym z DP48 na każdy koncert. Prostota obsługi, kompaktowość, jakość dźwięku i bezproblemowość podczas prób dźwięku sprawia, że jest to sprzęt cudowny – bo przecież muzycy najlepiej wiedzą co chcą słyszeć – a z DP48 z łatwością sami sobie poradzą.

A na koniec Piotrek Maciejewski, basista, klawiszowiec i wokalista czyli człowiek orkiestra 🙂 W zespole od 2004 do 2011 roku i ponownie od 2018 roku. Wykorzystuje w swojej pracy scenicznej świetne instrumentarium i efekty.

Kuba: Piotrek, jak wyglądały Twoje przygotowania do tej trasy?

Piotr Maciejewski: Ponieważ były to nasze pierwsze występy z użyciem DP48 (latem polegaliśmy jeszcze na monitorowcach „etatowych” na danej scenie), najważniejszy okazał się soundcheck pierwszego jesiennego koncertu. Wtedy po raz pierwszy wypróbowaliśmy urządzenie w akcji, nauczyłem się podstaw obsługi i zapisałem nawet pierwsze presety. Te kilka godzin było kluczowe dla odsłuchu w dalszej części trasy, a tym samym najważniejsze z punktu widzenia nowości w przygotowaniach.

Twoja rola jest znacząca. Jesteś w tym projekcie basistą, klawiszowcem i wokalistą. 

Po pierwsze, nie wszystkim na raz – kiedy gram na klawiszu, zwykle odstawiam bas. Śpiewam też tylko na tyle, na ile potrafię. Zresztą w kwestii chórków znacznie odciążyło mnie w tym sezonie śpiewanie Piotrka Kołodyńskiego, a nawet Stefana, który wcześniej się wzbraniał  – każdy z nas ma inną skalę i pasmo, staramy się uzupełniać.

Jak skonstruowałeś sobie setup instrumentalny?

Przede wszystkim minimalistycznie. Gitara (najczęściej bezgłówkowa, Steinberger lub Westone – mam do nich nieuzasadnioną słabość), procesor Line6 Helix FX w roli jedynego pedalboardu oraz 12-calowe combo TC Electronic, stojące zwykle tyłem do widowni i służące wyłącznie do omikrofonowania i pobrania sygnału liniowego w trybie Post EQ. Na FOH miksowane są oba sygnały, do odsłuchu w zupełności wystarczy moim zdaniem mikrofon. Poza tym wyłącznie Nord Electro i używany w tytułowym numerze z płyty Waldorf Rocket (monofoniczny mini-synth sterowany Nordem przez MIDI).

Rack Midasa na scenie
Fot. Kuba Krzywak / Realizator.pl

Na scenie dużo się dzieje. TAMA nie należy do największych scen, ale tak to jest w klubach. Zresztą sporo tutaj „gratów”. To chyba dobrze, że wykorzystujecie system monitoringu DP48 zamiast klasycznych monitorów podłogowych?

Fakt, często zagracanie podłogi i dokładanie hałasu na scenach klubowych jest nienajlepszym pomysłem. W dodatku dla zespołu, który nie posiada własnego realizatora odsłuchu, jest to praktycznie najlepszy – o ile nie jedyny – sposób na uzyskanie pewnej powtarzalności komfortu na scenie, z pełną możliwością szybkiej ingerencji „na bieżąco”.

Z punktu widzenia multiinstrumentalisty jak oceniasz system DP48?

Na pewno jako skuteczny, nietrudny w użyciu i przyjazny muzykowi, zwłaszcza jeśli ma do czynienia z wieloma źródłami dźwięku na scenie, np. z kilkuosobowym, żywym zespołem. Mniej ważne na ilu instrumentach gram ja, a bardziej ilu muzyków i ich instrumentów mam wokół siebie.

Kiedy robiłem zdjęcia na scenie, trwały próby. Widziałem, że wspólnie z Siwym trochę zmienialiście ustawienia. Powiedz coś więcej na ten temat?

Mieliśmy komfort zrobienia własnej próby już dzień przed koncertem. Dało nam to czas na spokojne cyzelowanie szczegółów, a następnego dnia przeprowadzenie już tylko soundchecków z zaproszonymi gośćmi. Ważne tylko, żeby swoje poziomy w DP48 zacząć ustawiać dopiero po tym, jak Siwy zdecyduje się na poziom gainu na każdym kanale – sygnał do odsłuchu trafia przecież dopiero po preampach konsolety FOH. Kiedy czasu jest pod dostatkiem, można zrobić naprawdę dużo.

A jak oceniasz intuicyjność systemu podczas samego wykonu?

Producent zadbał o to, żeby nie tylko głośność kanału, ale też kilka innych podstawowych funkcji było „na wierzchu”, czyli pod dedykowanym przyciskiem. Dotyczy to EQ, kompresji, pogłosu, itp. Mimo to, polecałbym zawsze w miarę możliwości jak najlepsze przygotowanie systemu przed wyjściem na scenę – nie jestem po prostu pewien czy przesuwanie gitary kolegi bardziej w lewo w panoramie powinno być tym o czym myśli się w czasie grania 😉

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

Fot. Kuba Krzywak

fot. Maciek Lachowicz / kadr.org.pl

fot. Maciek Lachowicz / kadr.org.pl

fot. Maciek Lachowicz / kadr.org.pl

fot. Artur AEN Nowicki / Estrada Poznańska

fot. Maciek Lachowicz / kadr.org.pl

fot. Artur AEN Nowicki / Estrada Poznańska