24-04-2017

Jakub Krzywak

Tym razem podejdźmy na poważnie do tematyki eventowej. Z naszego, branżowego punktu widzenia jest to forma zupełnie inna niż koncert. Każdy z nas to wie. Organizator główny nacisk kładzie na mobilność, elastyczność i „niewidzialność” systemu. Niestety często nawet za cenę brzmienia. Czy można połączyć wszystkie wyżej wspomniane elementy z dobrym dźwiękiem i komfortem pracy?

Przy okazji realizacji koncertu zespołu „Drugi Tydzień” na zestawach dBTechnologies IG4T pokażemy Wam dźwięk oczami realizatora – w tej roli Konrad Majka – oraz porozmawiamy o technikaliach z Maćkiem Szewczykiem. Zapraszamy.

Realizator.pl: Opowiedz proszę o swoich początkach z dźwiękiem. Skąd wzięło się to zainteresowanie?

Konrad Majka: Zaczęło się jak zwykle niewinnie – zacząłem studia i szukałem pracy. Znalazłem ogłoszenie w lokalnej prasie i zacząłem pracę jako akustyk w domu kultury. Zawsze lubiłem słuchać głośno muzyki więc uznałem że to będzie odpowiednie zajęcie. Praca mi pasowała – miałem wszelkie konieczne predyspozycje – technikum elektroniczne skończone, studia inżynierskie rozpoczęte, gra na gitarze opanowana w stopniu podstawowym. Wygrałem wtedy konkurs na pana akustyka i mam wrażenie, że oceniającym nie chodziło tylko o umiejętności techniczne, ale również sposób bycia i generalny „luz”, bo to też się w tej pracy przydaje.

A potem zaczęły się „schody”

Co masz na myśli?

No wiesz, dom kultury i koniec lat dziewięćdziesiątych. Przemiany ustrojowe w wyniku których dom wojewódzki przestał być domem wojewódzkim – skończyły się dofinansowania, skończyły się zakupy, a sprzęt sukcesywnie padał. Brakowało kabli, do przestarzałych mikrofonów, a najgorsze, że nie było właściwie wykończonych pomieszczeń nadających się do grania. Krótko mówiąc było źle brzydko i ciężko.

Ale przetrwałeś?

No tak, trzeba było to jakoś uszyć. Wszyscy przymykali oko na braki, a ekipa musiała się dwoić i troić żeby ugrać to co miała ugrać. Był to też czas dla mnie bardzo intensywny jeśli chodzi o zdobywanie umiejętności – było oczywiście samokształcenie, ale gościnne występy starszych kolegów z Warszawy czy innych większych ośrodków wnosiły jeszcze więcej do repertuaru. No i czasem któryś z nich dał po łapach co też było ważne.

Jakie zespoły realizujesz i jak przebiega z nimi współpraca?

Realizuje wszystkie zespoły ! (śmiech) A tak na poważnie, to jestem otwarty na współpracę jak każdy realizator. Jest zapotrzebowanie jest usługa. Nie mam oporów przed żadną formą czy gatunkiem muzycznym. Osobiście jako młody adept marzyłem o byciu realizatorem Maryli Rodowicz, ale rzeczywistość szybko sprowadziła mnie na ziemię.

Tak na poważnie to od około pięciu lat jestem „nadwornym” akustykiem zespołu Drugi Tydzień, biorąc pod uwagę naszą roczną średnią to będzie jakieś pięćset koncertów dużych i małych.

Jak na razie wszystko się układa – ja jestem zadowolony, zespół jest zadowolony, o dziwo publiczność też jest zadowolona. Staram się nie marudzić za bardzo jako realizator zespołu, może tu jest tajemnica wszechobecnego zadowolenia ? Rider musi być oczywiście spełniony, ale bez niepotrzebnej napinki. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.

Jak podchodzisz do tematu bycia nadwornym akustykiem?

No cóż, chyba wystarczy robić swoją robotę, bez względu na warunki i dostępny sprzęt.

Domyślam się, że ze względu na popularność konsolety Behringer X32, nieraz miałeś z nią do czynienia. Lubisz z nią pracować?

Bardzo lubię, wręcz uwielbiam. Na X32 bardzo wygodnie się pracuje. Jest to przede wszystkim bardzo szybka i intuicyjna konsoleta. Pewnie dlatego od dłuższego czasu mamy swojego X32 w zespole.

Jaka funkcja najbardziej przypadła Ci do gustu?

Najbardziej chyba lubię elastyczność i stabilność tego stołu pod kątem pracy bezprzewodowej. Jeśli nie muszę być przybity do deski i garbić się nad nią nieustannie to jestem lepszym realizatorem – więcej uwagi mogę poświęcić kontroli sytuacji. Biorę wtedy tablet z notabene bardzo mądrą aplikacją i siadam w miejscu w którym akurat chcę odsłuchać swojego miksu. Co więcej moi muzycy w mogą podłączyć swoje telefony i w razie potrzeby poprawić miksy monitorowe błyskawicznie, w trakcie sztuki.

Gramy głównie w realiach eventowych, a w takich warunkach wiadomo –kompromisy, kompromisy i jeszcze raz kompromisy. Jest wiele świetnych urządzeń do miksowania dźwięku jednak żadne wydaje się nie dorównuje X32 w kwestii prostoty obsługi. Bo co nam po najlepszym w świecie preampie czy algorytmie, jeśli nie jesteśmy w stanie go posłuchać tam gdzie stoi publiczność? Bez wątpienia w przypadku eventów, gdzie mikser nie może stać na widowni, stabilna aplikacja bezprzewodowa to pierwsza cecha miksera na którą zwracam uwagę.

Z bardziej przyziemnych rzeczy bardzo lubię dodatkowy tryb „SENDS ON FADER”, w którym jeden wybrany kanał wysyłam na konkretne monitory suwakami BUSów. Bardzo duże przyspieszenie pracy z monitorami szczególnie że można tak pracować również z tabletu.

Bezprzewodowa aplikacja na X32 jest stabilna?

Nie miałem żadnych kłopotów. Nie wiem jak aplikacja na iPada – ja wybrałem wersję na Android. Jest na pewno mniej zaawansowana graficznie, ale dla mnie dużo bardziej przejrzysta, zresztą urządzeń na systemie Android jest wokoło mnóstwo, więc nawet jeśli rozładuję tablet to wyciągam telefon i miksuję dalej.

Jakiś specjalny router jest potrzebny do zapewnienia tej stabilności?

Chyba nie, ja używam podstawowego urządzenia 2,4 GHz. Zdarzają się sytuacje w których muszę przełączyć router na inny mniej używany kanał jeśli w danym miejscu występuje więcej lokalnych WiFi, ale nie nastręcza to wielkich problemów. Znowu z pomocą przychodzi Android, który pokazuje jaki mam ruch w powietrzu i pozwala na tej podstawie wybrać odpowiedni kanał dla mojego routera.

Jak według Ciebie zmieniła się technologia na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat?

Diametralnie. Nie zawsze gramy na swoim stole, w przypadku dużych imprez gramy na aparaturach dostarczanych przez firmę obsługującą nagłośnienie. Na tę okoliczność mam w riderze kilka akceptowanych mikserów w tym również konsoletę analogową, a od pięciu lat jak gramy, jeszcze nigdy analoga nie zaproponowano. Nikt się z takim sprzętem już nie wychyla. Możliwe że te urządzenia mają teraz tylko wartość kolekcjonerską.

Jak oceniasz stabilność X32?

Nie wiem jak inne egzemplarze, natomiast z moim nigdy nie miałem problemów, a zagraliśmy już na nim może nawet i trzysta imprez.

Czy uważasz, że X32 jest konsoletą riderową? Ewentualnie jakie cechy powinna mieć taka konsoleta by spełnić wymagania koncertowe?

Dla mnie tak. Przecież punk widzenia zależy od punktu siedzenia. Nasze sztuki to uroczystości w których najważniejsza jest dobra zabawa i zadowolenie klienta. Wielokrotnie nie ma czasu na próbę, a niekiedy nawet dogodnego miejsca na zainstalowanie nagłośnienia nie mówiąc o mikserze. Pewnie jak bym mógł grymasić, wybierałbym bardziej ekskluzywne urządzenia, ale dopóki jestem tam gdzie jestem muszę liczyć siły na zamiary. A to oznacza, że potrzebuję stabilnego, prostego w obsłudze urządzenia z niezawodną aplikacją na tablet. I tutaj X32 zdobywa wszystkie waty mocy i decybele skuteczności. Krótko mówiąc najlepsze narzędzie dla moich zastosowań.

A jaki udział ma konsoleta w brzmieniu koncertu według Ciebie?

Równie zasadniczy jak paczki czy jakość zasilania. Nie uważam, że użycie X32 degraduje jakość toru audio w taki sposób, żeby wykreślać go z rajderów. Myślę że negatywny stosunek do tego stołu to pokłosie wieloletniej działalności Behringera na polu urządzeń ekstremalnie tanich. Jeśli tylko X32 ma dość wejść i wyjść do zagrania danej sztuki, to można śmiało na nim grać.

Twoje priorytety przy realizacji to?

Dobrze wystrojony system. Czasem można coś poprawić, ale to już jest kosmetyka, na którą i tak nie ma czasu. Generalnie wszystko w rękach inżyniera systemu. Jeśli to jest dobrze zrobione to reszta idzie gładko. Od sprawnego systemu ważniejsi są oczywiście kompetentni ludzie z którymi się współpracuje na realizacji. Na szczęście w Polsce nie można narzekać na ekipy. Nawet młodzi adepci z niewielkim doświadczeniem mają dużą wiedzę i przede wszystkim chęć do pracy.

Opowiedz proszę o algorytmach efektowych. Wykorzystujesz zewnętrzne urządzenia?

Korzystam tylko z efektów dostępnych na pokładzie miksera, ale szczerze mówiąc nie mam jakichś nadzwyczajnych wymagań – krótki room, długi hall i mono delay. Dla mnie najważniejsze jest, że mam naprawdę bezpośredni dostęp do czterech algorytmów efektowych, bez przebijania stosu zakładek. W przypadku sprawnej kapeli kowerowej takiej jak Drugi Tydzień, który potrafi zagrać dwudziestominutowy medley prowadzący  przez czterdzieści lat muzyki rozrywkowej, szybki dostęp do efektów jest kluczowy. Pod tym względem X32 jest bezkonkurencyjny.

Czyli wracamy ciągle do szybkości obsługi?

Co prawda nie pracowałem na wszystkich konsoletach świata, ale nie znam osobiście szybszego stołu niż X32.

Jakie masz plany na przyszłość?

Po kilku doświadczeniach z pracą studyjną stwierdziłem, że nie dałbym rady wysiedzieć w domu bez okien, więc dopóki słyszę 14 kHz to będę robił to co robię.

Wybierając system nagłośnieniowy zdecydowałeś się na dBTechnologies Ingenia IG4T. Czym się kierowałeś?

O dłuższego czasu na imprezy, gdzie zapewniamy również obsługę techniczną jeśli chodzi o dźwięk, wozimy swoje nagłośnienie. To które posiadaliśmy do tej pory było przestarzałe – duże i ciężkie, a ponadto nie przystosowane do specyfiki przestrzeni z jaką najczęściej pracujemy – zupełnie nie taka dyspersja jakiej bym sobie życzył. Po prostu za wąsko. Sprzęt na szczęście ewoluował i pojawiło się dużo ciekawych urządzeń, również z tworzyw sztucznych, które są coraz mniejsze i inteligentniejsze. Dają też możliwość rozbudowy w miarę rosnących potrzeb.

Potrzebowaliśmy czegoś co będzie SMART – sprzęt który niekoniecznie wywołuje trzęsienie ziemi, bo nie chodziło o graty do nagłaśniania stadionów, tylko coś co sprawdzi się w przypadku małych i średnich eventów. Coś co nie potrzebuje wszystkich amperów prądu, nie wymaga czteroosobowej ekipy do dźwigania, jest łatwe w zastosowaniu i niewidoczne.

Ingenia spełnia wszystkie te wymogi. Sam wiesz że na evencie organizator nie chce widzieć głośników. Często owocuje to tym, że albo lądują po bokach sali, albo wyciągane są pod sam sufit. Finalnie stoją w miejscu z którego nie są już w stanie prawidłowo nagłaśniać danego obszaru.

W przypadku Ingenii, która jest wąskim słupkiem obrazek przestaje być problemem. Jest tak mała, że wystarczy kawałek kraty za którym ona się „chowa”. Dzięki temu są argumenty i system może stać tam gdzie stać powinien. Poza tym ładnie brzmi, niebywale wręcz jak na tak małą, lekką konstrukcję. Dodatkowym atutem jest oczywiście atrakcyjna cena.

Dziękuję i życzę powodzenia w dalszych realizacjach.

Dzięki wielkie!

Jak już ustaliliśmy, event to specyficzna forma. Organizator wymaga od techniki przede wszystkim niewidzialności. Jak w tym środowisku sprawdza się Ingenia – wąski słupek o dużej mocy? O techniczne aspekty zapytałem Maćka Szewczyka, który zajmuje się wsparciem technicznym produktów dBTechnologies.

Realizator.pl: Event to pojęcie szerokie. System musi być skalowalny, mobilny i przede wszystkim niewidoczny. Jak to wygląda w przypadku Ingenia IG4T?

Maciej Szewczyk (SoundTrade): Ingenia spełnia wszystkie te kryteria wzorcowo. Można by rzec, że jest to sprzęt zaprojektowany z myślą o Eventach. Mobilna, bo waży zaledwie 18 kg. Skalowalna też, bo można w prosty sposób łączyć ją w podwójne klastry łatwo i zgodnie ze sztuką – drajwerami do siebie. Co więcej IG4T jest największą z rodziny numerowanej kolejno od jedynki, więc skalowalność nabiera tu nowego znaczenia – dla każdego coś miłego, małego lub dużego. Co do „niewidzialności“  tego typu systemu to jest to wisienka na torcie. Paczki nie dość że niewielkich rozmiarów, są dodatkowo bardzo dyskretnie zaprojektowane. Miałem okazję słuchać i oglądać ten sprzęt w kilku lokalizacjach i zawsze doskonale zlewają się z otoczeniem, czy to Pałac Sobańskich, salon samochodowy czy tak jak dzisiaj Mariott.

Co to za konstrukcja?

Można powiedzieć, że jest to hybryda czerpiąca zarówno ze źródeł punktowych, jak i liniowych, wykorzystując zalety obu typów. Z liniówki mamy cztery identyczne ustawione jeden nad drugim przetworniki 6,5” co pozwala na kontrolę charakterystyki w pionie, czyli zwiększenie zasięgu i mniejsze pobudzenie pogłosu pomieszczenia. W poziomie za to mamy szeroką charakterystykę.

Ze źródła punktowego zaczerpnięto sekcję wysokotonową – 3” przetwornik osadzony w tubie o nietypowej konstrukcji. Otóż przy jej projektowaniu przyświecały te same cele – zasięg i ograniczone pobudzenie pomieszczenia. Mamy więc szeroko w poziomie – 1100, natomiast w pionie ograniczone promieniowanie do 200 w górę i 700 w dół. Pozwala to nie grać „po suficie” i umieszczać drajwer wysoko czy nawet podwieszać za pomocą dedykowanych łap, bez obawy o pierwsze rzędy.

Myślę, że to udana hybryda. Oba źródła, które tu występują (punkt i linia) mają podobne kąty promieniowania, więc w obrębie podawanym przez producenta brzmienie jest stabilne i wyrównane.

Ważnym aspektem jest mobilność systemu?

Jasne. Głośnik im mniejszy tym lepszy, co innego auto.

Jak to się przekłada na możliwości elektroakustyczne?

Preset jest bardzo dobrze napisany, cytując Konrada – „Można włączyć do prądu i grać próbę, bez rzeźbienia Himalajów przez godzinę”. Po prostu brzmi dobrze.

Wspólna powierzchnia promieniowania czterech szóstek plasuje się gdzieś pomiędzy pojedynczą dwunastką a pojedynczą piętnastką, dając przy tym dużo większe możliwości kreowania charakterystyki kierunkowej i wysyłania dźwięku tam gdzie jest rzeczywiście potrzebny. No i do tego duży drajwer. Całość pędzona plecami DIGIPRO G3 o nominalnej mocy 900W RMS pozwala wygenerować 132 dB MAX SPL.

Na rynku znajdziemy kilka systemów tego typu. To ciągle atrakcyjna oferta dla firm eventowych?

Nie wiem jak inne systemy, natomiast Ingenia to bardzo atrakcyjna propozycja.

Dwie Ingenie to mocny zestaw stereo na wesela, dyskoteki i konferencje, dający dużo lepszy dźwięk w porównaniu ze „zwykłą paczką na kiju” ze względu na kontrolowane rozpraszanie dźwięku.

Natomiast cztery Ingenie w towarzystwie osprzętu podwieszeniowego to już niezły system koncertowy na większe sale i małe plenery – pamiętajmy, że dwa spięte ze sobą słupki IG4T to prawie dwumetrowe źródło.

Dodatkowym atutem jest przetwornica, dająca wzmacniaczowi stabilne warunki pracy w szerokim zakresie napięć zasilania.

Jak wygląda dzisiejsza konfiguracja przed koncertem zespołu „Drugi Tydzień”?

Na dzisiejszym wydarzeniu mamy po dwa moduły IG4T na stronę (jest to maksymalna liczba spiętych paczek) i do tego po dwa SUB 18H na stronę ustawione w układzie „end-fired”. Ze względu na szerokie promieniowanie systemu głównego nie było konieczności używania front fili, natomiast jako delay użyliśmy OPERA12, ale jak się okazało był potrzebny tylko prezesom. Zespół nie był przez nie transmitowany.

Wiedza jest potrzebna do „odpalenia” Ingenii?

Wiedza jest zawsze na wagę złota, ale szczerze mówiąc nie sądzę, że potrzeba jej więcej niż do obsługi pierwszej lepszej aktywnej paczki. Seria Ingenia jest wyposażona w czujniki podczerwone umieszczone w uchwytach, tak że po spięciu dwóch modułów w jeden słupek mamy możliwość odpalenia Wizarda, który wykryje czy pracujemy na podwójnym czy pojedynczym zestawie, pozwoli wprowadzić model i ilość basów z jakimi gramy, czy pozycję podwieszenie/stakowanie, co oczywiście automatycznie wprowadza odpowiednie zmiany w DSP modułów, wysyłając komunikaty po podczerwieni, przez co nie musimy kręcić dwa razy.

Wszystko co robimy z zestawami odbywa się za pomocą pojedynczego enkodera i super wyraźnego wyświetlacza OLED. Dodatkowym „bajerem” jest wbudowany akcelerometr, który wykrywa pozycję każdej paczki i w razie potrzeby odwraca obraz na wyświetlaczu, żeby nie trzeba było stawać na głowie.

Oprócz rzeczonego Wizarda mamy do dyspozycji m.in. prostą korekcję barwną, opóźnienie i UWAGA: w przypadku spięcia dwóch słupków w jeden, możemy elektronicznie wpływać na kierunek promieniowania „grona” w zakresie +/- 100 ! Wszystko za pomocą enkodera

Jeśli zaś chodzi o suby, to skonfigurowanie end-fired czy kardioidy jest bardzo proste, bo suby mają wbudowany moduł opóźnienia z regulacją czasu i polaryzacji bezpośrednio na obudowie. Wystarczy podpiąć prąd i sygnał, resztę zrobimy pokrętłem– bez zewnętrznego procesora. Dla osób mniej zaznajomionych z tym typem konfiguracji, producent podaje w instrukcji do subów konkretne rozwiązania na end-fired czy kardio z rysunkami oraz podanymi wartościami w metrach i milisekundach, więc temat ogarnie każdy.

Czy nagłośnimy również większe zespoły takim zestawem?

Po dzisiejszym występie mogę stwierdzić, że nie stanowi to najmniejszego problemu. Drugi Tydzień to zespół coverowy, więc mieliśmy dziś wszystko od mocnego rocka, przez blues, ballady i kołysanki aż do rock and rolla. Dodatkowym aspektem uwiarygodniającym tę konfrontację był fakt zamknięcia bębniarza za pleksą. To spowodowało, że należało nagłośnić perkusję na dość dużym obszarze bez „pomocy” dźwięku ze sceny. To znaczy, że Gienia daje radę.

Dzięki za rozmowę

Do usług.

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk

fot. Maciej Szewczyk