29-03-2024

Kacper Mroczek

Trasa koncertowa „Kiedyś do Ciebie wrócę” to wydarzenie z okazji 30-lecia kariery artystycznej Agnieszki Chylińskiej, które jest niejako muzycznym hołdem dla jej dotychczasowego dorobku, ale także pełną niespodzianek podróżą przez jej artystyczną ewolucję. Choć do grona wielkich fanów bym się nie zaliczył, to bez większego problemu mogę dokończyć słynną frazę Agnieszki “Teraz, teraz, teraz!”

Teraz już wiem, jak się pracuje z Agnieszką, dzięki realizatorowi Maćkowi Puziowi, który zgodził się ze mną porozmawiać przy okazji koncertu w Poznaniu.

Ekipa techniczna spędziła dużo czasu na dopracowywaniu detali, aby przeprowadzić słuchaczy przez piękną historię dopracowaną w każdym calu. Co jak co, historii w życiu Agnieszki Chylińskiej było wiele i to właśnie te historie połączone z muzyką, niejako tłumaczą twórczość artystki. Mieszkańcy Poznania potwierdzili, że są fanami Agnieszki i licznie przybyli na koncert. O fascynującej pracy, jaką jest tworzenie dźwięku dla Agnieszki Chylińskiej podczas jej trasy koncertowej, porozmawiamy z naszym specjalnym gościem. To przez jego ręce przechodzi każda nuta i każdy dźwięk, tworzący niepowtarzalną oprawę muzyczną tego wydarzenia artystycznego.


Jesteśmy świeżo po próbie dźwięku, której miałem okazję się przyglądać. Dlatego chciałbym rozpocząć tę rozmowę od pytania skąd taki pomysł na brzmienie? Czy inspirowałeś się jakimiś płytami innych zespołów? A może przesłuchiwałeś materiał z płyt Agnieszki z jej 30 lat na scenie?

Na pewno jakiś wpływ miało to, jakiej muzy słuchałem, bo zawsze było to dla mnie ważne, żeby dużo słuchać i osłuchiwać się z różnymi rzeczami. Co do samego brzmienia to w tym projekcie biorą udział wspaniali muzycy z wieloletnim doświadczeniem na scenie. Bardzo dużo rozmawialiśmy na temat dźwięku. Każdy opowiadał o swojej wizji i pomysłach. Proponowali mi różne rozwiązania, ja im mówiłem o moich odczuciach i szukaliśmy tego czegoś, więc brzmienie w tym projekcie jest efektem działań całego zespołu. Podczas pracy na takim poziomie skupiamy się właściwie na samych szczegółach i detalach,  bo chłopaki reprezentują taki poziom muzyczny, że nie musimy niczego naprawiać. To absolutnie nie jest też tak, że jak dołączyłem do zespołu to powiedziałem “To ma brzmieć tak i tak, bo ja tu to robię”, ale też miałem jakiś pomysł na to i długo rozmawialiśmy zanim zaczęliśmy współpracę. Dobrze się znaliśmy, ponieważ przez wiele lat stawiałem system na trasach Agnieszki, znałem całą ekipę, Artura odpowiadającego za MON i całą technikę, Maćka Mąkę który jest kierownikiem muzycznym w tym projekcie i pozostałych muzyków. Chciałem by było to bardziej analogowe brzmienie, trochę ciemniejsze i bardzo dynamiczne. Moja wizja się podobała, długo o niej rozmawialiśmy, ale ekipa ma do mnie zaufanie i tak pracujemy już od jakiegoś czasu. Oczywiście znam cały materiał Agnieszki, jestem z nim dobrze osłuchany, ale nie staram się go kopiować. Może to dlatego, że gdy zaczynałem swoją ścieżkę kariery to miałem okazję uczyć się od Tadeusza Trzcińskiego. Tadeusz był już bardzo doświadczonym człowiekiem, więc ja byłem jego wsparciem przy nowych technologiach. Powtarzał mi zawsze, że nie ma nic złego w szukaniu inspiracji u innych. Takie coś jest naprawdę okej. Z mojego punktu widzenia nie należy się na tym zamykać, ale także szukać swoich rozwiązań. Czyli w pewnym zakresie kopiujemy to, co naszym zdaniem inni robią dobrze, ale też szukamy własnych brzmień i ważne jest, aby nie bać się tego. Jesteśmy też ludźmi, dlatego każdy może mieć czasem gorszy dzień, nie zapominajmy o tym. Choć cały team stara się zrobić wszystko jak najlepiej, to prawdopodobnie ⅔ sali i tak nie zwróci na to uwagi, jakieś 10% będzie niezadowolone niezależnie od tego co zrobisz a tylko parę procent doceni Twoje starania. Jednak robimy to dla wszystkich, mimo iż wiemy, że nie każdy będzie z tego zadowolony lub nie każdy to docenia.

Lepiej nie mogliśmy chyba zacząć naszej rozmowy. Absolutnie się z Tobą zgadzam i mam nadzieję, że większość czytelników nie pominie tego pytania po moim wstępie i nie przescrollują od razu na koniec.

(Śmiech) Tak, uważam, że to jest ważne. Tak samo jak to, żeby taką wiedzą się dzielić. Nie ma co tego trzymać dla siebie.

Przejdźmy do tematu systemu. Na trasie korzystasz z systemu marki Martin Audio. Skąd taki wybór?

Od wielu lat firma MUŚNICKI SOUND SYSTEMS dostarcza system Martin Audio na trasach Agnieszki. Jak już mówiłem, sam w niej kiedyś pracowałem. Zaletą tego systemu jest to, że wieszasz go i on gra równo po całej sali. Nie muszę się martwić jak to brzmi w zależności od odległości od sceny. Tak naprawdę to nie system był wybierany do pracy, tylko sama firma. Muśnicki, to sprawdzona ekipa, zawsze wszystko tu działa i zawsze na czas. Joanna, menadżerka Agnieszki, ceni sobie pracę z ludźmi których zna i na których może polegać, bo wiadomo jak to czasami jest.

System wykorzystywany na trasie to Martin Audio MLX & MLX sub oraz WPL z SXH218.


Jak przygotowujesz system do pracy? Masz jakieś preferencje? Robisz to na ucho, czy przy użyciu mikrofonu?

Ja robię to na ucho. System przygotowuje mi Adam Kopeć i robi to dobrze. Nie muszę go sprawdzać. Jedynie wprowadzam poprawki w pasmach częstotliwości, które mi nie pasują. Najpierw puszczam sobie szum, a następnie ze dwie piosenki. Nie lubię kiedy system krzyczy, dlatego ważne pasmo częstotliwości dla mnie to przedział między 1,6 kHz a 10 kHz. W nim wycinam wszystko co kłuje w uszy. Chcę zagrać 2h koncertu rockowego, tu musi być głośno, a słuchacze mają poczuć dźwięk “na twarzy”. Jednocześnie staram się spędzić ten czas komfortowo i decyzje o podcięciu górnego pasma mi w tym pomagają, tworząc jakby bardziej analogowy sound.

Utwory puszczane przez Maćka: Keb’ Mo’ Infinite Eyes, David Gilmour- Ratttle That Lock, Luke Combos – Fast Car, Ibrahim Maalouf – Free Spirit

Zdecydowałeś się zagrać tą trasę na nowej konsolecie Midas HD96-24. Dlaczego?

Jakoś w połowie roku 2022, zadzwonił do mnie Michał Niezbecki „Siwy” z firmy Sound Trade i zapytał, czy nie chciałbym spróbować. Trochę poopowiadał, powiedział, że przyjedzie na koncert i będzie moim babysitter’em. Tak mnie przekonał. Deska grała na przełomie 22/23 podczas trasy Never Ending Sorry, promującej album pod tą samą nazwą.

Ja bardzo doceniam Midasy za ich brzmienie, jest niesamowicie dobre. Niestety ciężko mi było na nich pracować, mówię tu o serii Pro. Nie mogłem się przełamać co do sposobu ich obsługi, dlatego przez wiele lat pracowałem głównie na konsoletach firmy Yamaha. PM-5D to moja ulubiona, choć pewnie niewielu realizatorów potrafiłoby teraz coś na niej zrobić. Dużo też korzystałem z serii CL.

Umówiłem się z Siwym na kilka koncertów. Pokazał mi wszystko w tym sprzęcie i wiesz co… Spodobało mi się, ponieważ łączy on wszystko co dobre. Midas wprowadził nowy sposób pracy, bardziej przyjazny użytkownikowi oraz zachował to samo, świetne brzmienie co w starych modelach. Zagraliśmy tak kilka koncertów i zastanawiałem się nad tą konsoletą, aż do pierwszego pleneru. Wtedy już wszystko zrozumiałem i powiedziałem, że chcę tą deskę.


Czy poznałeś już tę deskę w pełni?

Nie w 100%. W zeszłym roku zagraliśmy parę koncertów, a w tym dopiero zaczynam sobie przypominać jak się z tego korzysta. Mam swobodę w obsłudze, ale muszę się jeszcze pobawić paroma funkcjami.

Ile kanałów ma wasza input lista?

Staramy się żeby nie przekraczała 48 kanałów, dzisiaj mam około 40’paru. Czasem mamy więcej, czasem mniej, zależy co chłopaki chcą danego dnia przetestować. Nie chcemy przekraczać 48 kanałów, bo wiadomo jak to później wygląda z organizacją.

Jak wygląda u Ciebie budowanie miksu podczas koncertu? Tworzysz grupy, pracujesz na DCA, VCA, kopiujesz kanały?

Pracuję na VCA i mam jedną grupę, którą wykorzystuje do kompresji równoległej bębnów, ale nie używam jej w czasie miksu. Jest (nazwijmy to) stała. Wszystko tak jak wchodzi na kanał, przechodzi przez ustawienia kanału i trafia na sumę. Jeszcze oczywiście efekty, ale grup nie mam. Co do jakichś konkretnych ustawień, to wszystko zostało zrobione podczas prób. Spędziliśmy 3 dni, żeby ustawić całe brzmienie bandu, więc teraz już właściwie nie mam za wiele do roboty. Z fajnych rzeczy, które mogę wymienić to panorama, którą robię fazowo. W przypadku gitary, gdy mam dwa mikrofony, jeden z nich delikatnie przesuwam w lewo, a drugi opóźniam, aby doprowadzić do różnicy w fazie sygnałów. To trochę tak jak w systemach immersyjnych. Efekt jest taki, że prawa strona publiki nadal słyszy gitarę ale osoba, która stoi na wprost sceny ma wrażenie, że gitara gra bardziej po lewej stronie, tak jak widzi Maćka Mąkę na scenie. Fajne jest to, że na tej konsolecie w sposób bardzo wygodny można zamieniać kolejność w procesingu. To, czy najpierw użyję eq z rack’u z efektami, czy standardowego eq z kanału, a może pomiędzy dołożę kompresor, jest kwestią jednego ruchu palcem na głównym oknie. Ułatwia to kreowanie brzmienia w taki sposób, jaki sobie tylko wymarzysz.


Kompresja – czym dla Ciebie jest i jak z niej korzystasz? Stosujesz kompresję na sumie?

Tak naprawdę to bardzo mało kompresuję w tym projekcie. Mam doskonałych muzyków na scenie, którzy dynamikę mają pod kontrolą i świetnie czują to co robią. Chcę, aby te koncerty były bardzo dynamiczne. To w końcu muzyka rock’owa, tu musi być dynamika. Na sumie chyba coś mam zapięte, ale działa tak tylko minimalnie. Na kanałach jest właściwie podobnie. Naprawdę jest to delikatne tłumienie, żeby zostawić resztę miejsca dla muzyków.

Jak oceniasz brzmienie efektów? Traktujesz je jako zalety czy może wady w tym przypadku?

Efekty naprawdę są świetne i bardzo dużo z nich korzystam. Mam dwa razy delay i dwa razy reverb na wokal Agnieszki, po jednym krótkim i długim z każdego. Do tego de-esser, kopia kompresora LA-2A oraz MEQ-HD bez którego nie wyobrażam sobie teraz miksować wokalu Agnieszki. Poza tym wykorzystuję jeszcze Bus Compressor, Stressor i parę innych. Wave Designer na stopkę, Mharmonics na gitarę akustyczną, czy Plate Reverb na bębny. Na sumie włączam Ocean EQ, które pozwala mi wycinać pasmo częstotliwości każdym możliwym rodzajem filtra bez wprowadzania zniekształceń fazowych, bardzo lubię to narzędzie. Trochę tego jest, a wciąż mam jeszcze dużo wolnych miejsc i mógłbym śmiało wykorzystać ich więcej.

Czy krótkie i długie delay’e oraz reverby pracują u Ciebie razem? Czy wykorzystujesz je naprzemiennie? 

Krótki delay i reverb są prawie cały czas, jedynie zmieniam ich ilość wedle uznania. Natomiast długie mają za zadanie kreować przestrzeń w tych utworach i fragmentach kiedy tego chcemy, ale wiadomo jak to jest. Czasem, gdy gramy w fajnym miejscu to mogę dużo tym zrobić. Mam się czym bawić i czuję to co robię. Niekiedy przychodzi zagrać w takim miejscu jak dziś, gdzie chyba wolę nie używać tych długich pogłosów, bo one i tak nic nie zmienią. Uważam, że w tym przypadku lepsze jest wrogiem dobrego. Jak już złapię sobie jakiś miks, z którego jestem względnie zadowolony, staram się go trzymać i nie kombinować. Tak jak mówiłem na początku, ktoś i tak będzie niezadowolony, a gdy ja jestem nie zadowolony to zwykle wyglądam tak… (Maciek pochylił się nad konsoletą, oparł się o nią łokciami, a głowę zaparł o dłonie, którymi zakrywał sobie pół twarzy dając do zrozumienia w ten sposób, że niestety nic nie może z tym zrobić). Więc jak widzisz mnie w takiej pozycji to znaczy, że czekam już na ostatni utwór i chcę jechać do domu. (śmiech)


Czy dziś podczas koncertu będę mógł to zobaczyć?

Nie wiem, ale na pewno będę niezadowolony z miksu. To wiem na 100%.

Dużo gracie hal podczas tej trasy, prawda? Jak często trafiają się takie jak ta?

Ta trasa to głównie hale i niestety trafiają się takie jak te, ale mamy też w Polsce dobre hale i trochę ich jest. Nie ma co narzekać.

Czy mógłbyś tak podsumować 3 zalety oraz 3 wady tej konsolety?

Z zalet to na pewno brzmienie, bardzo dobre efekty, o których już rozmawialiśmy. Ocean EQ – zawsze z niego korzystam. Wielkość racka efektowego jest super, można tam zmieścić wszystko. Zalet z resztą jest znacznie więcej niż trzy 😉

Wady.. Hmmm. Tylko jeden guzik od tap tempo. Jak wyrzucam sobie efekt na którąkolwiek warstwę, to nie wiem który dokładnie z efektów to jest. Nie jest to dobrze opisane, a nie znalazłem opcji na zmianę  nazwy. Nie da się niektórych funkcji przypisać na stałe pod guzik, czy potencjometr, to czasem denerwuje. Trochę brakuje mi wejścia na pendrive, żeby móc puścić muzę.

Podczas próby widziałem, że zdecydowaliście się na zmianę mikrofonu przy wzmacniaczu gitarowym. Czy takie ruchy są częste czy staracie się trzymać założeń z prób?

Zdarza się coś takiego. Mamy sprawdzone rozwiązania i wiemy co chcemy uzyskać, ale chłopaki nie boją się eksperymentować. Przychodzą i mówią, że dziś chcieliby spróbować coś nowego. Ja mówię okej, a po koncercie dużo rozmawiamy, czy było lepiej, czy może gorzej. Wtedy podejmujemy decyzję, czy następnym razem pójdziemy w jakąś inną stronę, czy może wrócimy do tego co było. Są bardzo otwarci na sugestie i chętni do robienia czegoś nowego. Szanują moje zdanie i moje opinie, bo jestem ich uszami podczas koncertu. Oni nie mogą sobie tak wyjść i ocenić jak to brzmi.


Domyślam się, że z powtarzalnością brzmienia w gitarach czy klawiszach nie ma problemu, ale jak wygląda praca z Oskarem Podolskim? Bębny zawsze stroją tak samo?

Nie, ale to dlatego, że nie ma takiej potrzeby. Tak jak mówiłem, wiemy jakie brzmienie chcemy i Oskar się tego trzyma. Czasem przywiezie jakiś nowy werbel i sprawdzimy go na próbie lub podczas koncertu. Przegadamy temat i albo już tak zostanie, albo wrócimy do poprzedniego. Czasem zmieni naciąg lub coś przyklei, ale zawsze mówi o tym wcześniej i jest otwarty na rozmowy. Po jednym z koncertów jak usiedliśmy do rozmów, powiedziałem Oskarowi, że moim zdaniem jego hihat jest za jasny. Już na kolejnym koncercie Oskar pojawił się z nowym, ciemniejszym hihat’em i zapytał, który nam się bardziej podoba. W całym tym procesie bardzo aktywnie bierze udział  również Artur Pękała (monitor), więc brzmienie to decyzja całego teamu, nie tylko moja i muzyków. A że w zespole grają naprawdę świetni muzycy oraz pracują najlepsi specjaliści, a my wszyscy się znamy, lubimy i szanujemy, to współpraca przebiega bez problemów.

Bardzo jestem ciekaw jak wyglądała twoja edukacja i jak to się stało, że jesteś teraz w tym miejscu.

Zaczęło się tak samo jak chyba u większości ludzi w branży. Jestem niedoszłym muzykiem (śmiech).

No tak, a na jakim instrumencie grałeś?

Grałem na gitarze. Mieliśmy mały zespół, nic profesjonalnego, ale zagraliśmy paręnaście koncertów, w tym raz na Juwenaliach Warszawskich. Otwieraliśmy wtedy cały koncert. To był też pierwszy raz, gdy widziałem biegających techników z krótkofalówkami, podpinających wszystko i jeszcze pytających mnie co ja tutaj chcę w tym wedg’u. Powiedziałem im, że może stopy trochę… To było dla mnie coś nowego, czego nie znałem i bardzo chciałem się dowiedzieć. Mieliśmy z zespołem kanciapę w której robiliśmy takie mini studio. Później, krok po kroku praca w jakichś klubach w Warszawie. Stopniowo jakoś doszło do tego, że mogłem zostawić swoją pracę, bo z zawodu jestem mechanikiem i zająć się pracą przy scenie.


Ciekawe połączenie. Zdarzyło Ci się kiedyś, że Twoja wiedza mechanika przydała się w trasie koncertowej? 

Hmm, tak raz się zdarzyło. Skończyliśmy koncert w Zachodnio-pomorskim o jakiejś 3 w nocy, a następnego dnia musieliśmy być na 12 na próbie w Małopolsce. Więc poszedłem spać, ale po paru godzinach, chłopaki mnie budzą bo pasek klinowy się naderwał, i pamiętali, że coś tam z mechaniką mam wspólnego. Znaleźliśmy jakiś patyk, udało nam się zrzucić pasek. Na szczęście mieli nowy pasek i tą samą metodą udało się go założyć.

A jak Twoje drogi zeszły się z trasami Agnieszki Chylińskiej? 

Tak jak mówiłem, pracowałem w firmie Muśnicki Sound System która obsługiwała trasy Agnieszki. W pewnym momencie pracy było na tyle dużo w moim życiu, że postanowiłem sobie zrobić roczną przerwę od branży. Po roku miałem spojrzeć na sytuację i zdecydować czy wracam czy nie. No i trafiłem na pandemię więc nie było do czego wracać. Ułożyłem sobie jakoś życie, kolorowo nie było. Przydałby się zastrzyk pieniędzy raz na jakiś czas ale udało mi się ten okres przetrwać. Dostałem wtedy telefon od znajomego, wówczas realizatora Agnieszki, Jacka „Antosa” Antosika, z zapytaniem czy mógłbym zrobić jeden koncertu. Ja już przez długi czas nie siedziałem przy “desce” i mówiłem, że to nie jest dobry pomysł. Jacek tak namawiał i namawiał. Jego argumentami było to, że znam zespół, mam osłuchany repertuar i dam sobie świetnie radę. Finalnie się zgodziłem, a po tym koncercie oczywiście był kolejny, ponieważ trzeba było mieć szczepienia, żeby pojechać za granicę zagrać koncert. Więc znów ja pojechałem i tak w 2021 zagrałem 13 koncertów na zastępstwo. W 2022 już jakieś 30-40, a gdy Jacek zakończył swoją pracę z zespołem, zostałem na jego miejsce i od 2023 już gram wszystkie imprezy.

Przy jakich projektach można Cię jeszcze spotkać?

Na ten moment na stałe pracuję tylko z Agnieszką. Nie mam czasu na inne współprace, ponieważ na co dzień jestem trenerem kolarstwa. Prowadzę treningi, mam swoich podopiecznych i to zajmuje mi większość czasu. Może w ciągu roku zrobię jakieś 10-12 dodatkowych rzeczy. Czasem Wiktoria, córka Asi menadżerki Agnieszki, dzwoni do mnie, czy pojechałbym z jej artystami, których prowadzi, ale to naprawdę są pojedyncze przypadki.


W Polsce często słowo praca ma negatywne znaczenie i utożsamiamy to z robotą, czymś koniecznym do zrobienia. Czy Ty mówiąc o swoim życiu, mówisz o pracy, o robocie, czy może o hobby i pasji, z których możesz się utrzymywać. 

Zdecydowanie to czym się zajmuję jest moją pasją. Tak jak wspominałem z zawodu jestem mechanikiem. Kolarstwo i dźwięk są rzeczami, które chciałem robić i stopniowo udało się doprowadzić do tego, by stały się moją pracą. Oczywiście, że czasem się męczę, jak każdy, ale to, że mogłem sobie to wybrać daje dużo radości. Niewielu ludzi miało tyle szczęścia w życiu co ja, dlatego bardzo to doceniam.

Co było pierwsze? Kolarstwo czy dźwięk?

Dźwięk, zdecydowanie. Kolarstwem się zająłem jak miałem 30 lat. Na początku jeździłem sam i zrobiłem fajne postępy. Później chcieli jeździć koledzy, więc zacząłem ich trenować. Okazało się, że oni też osiągali coraz lepsze rezultaty. Jakoś tak wyszło, że potrafię dobrze przekazywać wiedzę i namawiali mnie bym robił tak dalej. Stąd wziął się pomysł na własny biznes i roczną przerwę od koncertów. Wszystko się udało dzięki pomocy wspólników, Pawła Nowakowskiego, który dba o wizerunek firmy, marketing, księgowość i organizacje obozów kolarskich oraz Damiana Pazikowskiego, znanego również jako UltraDietetyk, który zajmuje się kwestiami dietetyki. Tak właśnie powstał projekt Na Osi, który trwa już kilka lat.

Jeśli prowadzisz treningi z takim samym zamiłowaniem jak dziś opowiadałeś mi o dźwięku, to ja w ciemno polecam tę firmę. Cieszę się, że praca nie jest dla Ciebie tylko obowiązkiem, ale też pasją, którą zarażasz innych, tak jak mnie podczas tej rozmowy. Czekam z niecierpliwością na dzisiejsze show, a Tobie życzę powodzenia na trasach nie tylko koncertowych. 

Dzięki wielkie!

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek

Fot. Kacper Mroczek