19-10-2021

Damian Antoniuk

Ocena walorów brzmieniowych mikrofonu, czy to wokalowego czy instrumentalnego, to zawsze spore wyzwanie. Subiektywne odczucia pracy z tak ważnym elementem toru audio, są jeszcze bardziej indywidualne niż na przykład ocena zestawu głośnikowego czy tak lubiane dywagacje na temat „brzmienia” mikserów audio. Osobiście w rozmowach z uczestnikami naszego życia w branży szeroko pojętej rozrywki, na temat mikrofonów, wielokrotnie powtarzam moją ulubioną sentencję. Tor audio, cały od samego początku do końca jest jak łańcuch, efekt końcowy jest bezpośrednio zależny od najsłabszego ogniwa tego toru. Czy to studio czy scena koncertowa, ta zależność występuje zawsze. Nie ma sensu inwestycja przewymiarowana w najlepsze preampy na świecie, kiedy przetwarzają one sygnał ze słabego źródła lub są zbierane niskiej jakości lub niewłaściwie dobranym mikrofonem. Wszystkie powyższe zaś doskonałe, i tak nie zabrzmią genialnie, odsłuchiwane poprzez kiepskiej jakości zestaw głośnikowy. Będące w naszym kręgu zainteresowania mikrofony Sennheiser MD 435 i MD 445, które otrzymaliśmy do testów, bardzo wysoko zawieszają poprzeczkę. Ich użycie we wspomnianym „łańcuchu” dźwiękowym dostarcza bardzo pozytywnych wrażeń, nawet zaryzykuję stwierdzenie ekscytujących ale jednocześnie determinuje wysoką dbałość o jakość pozostałych elementów, które współgrają w naszym umownym łańcuchu, czyli torze audio.

Już po wyjęciu z pudełka w oczy rzucają się subtelne różnice w stosunku do popularnej serii „e”. Przez kilka ostatnich lat kiedy tylko osobiście decydowałem o użytych do realizacji mikrofonach w kwestii wokalu, bardzo często sięgałem po e945 lub e935 dlatego pierwsze spojrzenie na nowe sitka z oznaczeniem MD, przywołują naturalnie chęć do ich zestawienia ze sobą, a właściwie wrażeń z pracy i ewentualnych różnic pomiędzy nimi. MD 435 i 445 są wizualnie mniej krzykliwe, nazwijmy to bardziej stonowane pomimo podobnego kształtu zarówno grilla ochronnego jak i rękojeści. Drugie odczucie to waga. Jakie było zdziwienie po skonfrontowaniu danych katalogowych? Otóż wszystkie wymienione wcześniej modele oscylują wagowo w okolicy 330-350 gram natomiast pierwsze wzięcie do ręki MD sprawiło wrażenie, że są lżejsze! Ostatecznie wytłumaczyłem sobie to wrażenie rodzajem wykończenia rękojeści. Oba modele MD są w dotyku mniej „metalowe” i zimne co w jakiś tajemniczy sposób wpływa na nasze postrzeganie wagi. Jednocześnie nowa seria nie budzi żadnych obaw co do wytrzymałości i trwałości. Mam nadzieję, że wrażenia te potwierdzą się w długoletnim użytkowaniu w ciężkich warunkach estradowych, które to zawsze niesie ze sobą największe ryzyko uszkodzeń. Ponad piętnastoletnia historia wspomnianych wcześniej evolution 935 i 945 pokazuje, że nawet dość już zaawansowane wiekiem egzemplarze nadal mogą wyglądać znakomicie.

Skoro zostały wspomniane dane katalogowe, już na pierwszy rzut oka widać podstawową różnice, która w dalszym obcowaniu z 435 i 445, będzie znacząco wpływać na pracę z tymi mikrofonami. Impedancja znamionowa zarówno kardioidy 435 jak i superkardioidalnego 445 kształtuje się na poziomie 245Ω. Seria evolution w tej kwestii operowała wartością 350Ω. Po podłączeniu testowanych mikrofonów do miksera w warunkach roboczych i dalekich od studyjnych, na dzień dobry uwagę zwraca ta różnica wartości. Stosunkowo nieduże wysycenie preampu daje sporą dawkę informacji dzięki czemu dopasowanie poziomu gain do potrzeb konkretnego wokalisty czy wokalistki jest dziecinnie proste i nie zapędza nas w wysokie poziomy wzmocnienia, odsuwając tym samym od niepożądanych szumów. Brzmienie? Temat rzeka, więc zamiast używać ogólnikowych i poetyckich określeń odczuć, w żołnierskich słowach z punktu widzenia najpierw realizatora. Bardzo wielu z nas używa głównego mikrofonu wokalowego artysty z którym pracuje jako elementu kontroli systemu nagłośnieniowego. Wszak to główny wokal i jego przekaz ma być (a przynajmniej powinien moim zdaniem) najważniejszy w miksie całości. Kiedy idę na koncert, chcę słyszeć i rozumieć co śpiewa artysta. Kiedy natomiast go realizuję jest to moje priorytetowe zadanie. W przypadku obu testowanych mikrofonów, nie boję się użyć tego określenia, zachwyca łagodność charakterystyki i przewidywalność jej przebiegu, do której Sennheiser nas już zdążył przyzwyczaić, lecz w przypadku nowych MD, precyzja z jaką się to odbywa, mnie osobiście zaskoczyła bardzo mocno.

W ustawieniu na wprost systemu który w tym przypadku był naszym frontem podczas debiutanckiego wykonu, zarówno 435 jaki 445 zafascynowały mnie poziomem szczegółowości na dużej głośności. Rym jest przypadkowy ale wrażenie z pierwszych dźwięków „paszczowych” bardzo rzadko spotykane. Stonowany niski środek który po założeniu filtra HPF na poziomie już 90 Hz pozwolił na swobodną dalszą zabawę z mikrofonami bez szukania mulących często przekaz, okolic 150 i 250 Hz. To pierwsze duże zaskoczenie, które od razu przysunęło na myśl zazwyczaj stosowane korekcje tego zakresu w celu pozbycia się „pop-ów” i nieprzyjemnego szumu powietrza w grillu, które zazwyczaj pojawia się w przypadku użytkowników mocno oddychających przez nos pomiędzy artykułowanymi dźwiękami. Analizując słyszany przekaz dalej, poruszając się w prawo na wirtualnym wykresie charakterystyki, w środku i wysokim środku nie dzieje się nic. Określenie dość brutalne, ale „nic” w tym przypadku to komplement. Słyszymy to czego się spodziewamy tyle że dużo głośniej niż w naturze, a przecież o to dokładnie nam chodzi. Wzmocnić przekaz do koncertowych poziomów bez zbędnej ingerencji to nasze zadanie. 

No i wreszcie okryta sławą i mająca tyle samo zwolenników co przeciwników góra pasma. Jak wspomniałem wcześniej seria evolution przyzwyczaiła mnie do selektywności tego zakresu i dużej szczegółowości z pewną ważną dla mnie cechą, łatwością zlokalizowania sybilantów i pozbycia się ich już na poziomie korektora, bez użycia dodatkowych algorytmów. Mikrofony MD, oba niemal jednakowo, wprowadziły to odczucie na zupełnie nowy poziom. Po wykonaniu kilkudziesięciu „psyknięć” i cmoknięć i bezskutecznym poszukiwaniu czegoś co chciało by się w paśmie mocniej wybić czy zaakcentować z uśmiechem na twarzy stwierdziłem, że na znalezienie ewentualnych niedoskonałości tego zakresu muszę poczekać. Jak się później okazało, nie doczekałem się ich również podczas soundchecku ani też podczas wykonu. Dzięki uprzejmości młodego artysty, a zarazem testera wokalnego z pogranicza hip-hopu i rapu, miałem możliwość przeanalizować wrażenia dźwiękowe obu sitek w dokładnie równym stopniu podczas dwóch wejść koncertowych. Praca w obu przypadkach okazała się dużą przyjemnością. Zarówno dla mnie jak i dla wykonawcy. Dla mnie bo oba mikrofony nie zmuszały do żadnych drastycznych ruchów w korekcji, a dla artysty? Dzięki potężnemu odstępowi od sprzęgów MD 435 i MD 445 zapewniły rzadko spotykaną dostępność poziomów głośności w monitorach podłogowych. Po przeanalizowaniu korekcji toru monitorowego okazało się, że korekcje są śladowe w ilości punktów i niezbyt głębokie. Kolokwialnie mówiąc nie trzeba było drastycznie szatkować monitora, tym samym  psuć jego barwy aby uzyskać oczekiwany poziom głośności. Utwory od melancholijnych w tempie, aż po te najbardziej dynamiczne nacechowane dużą dozą emocji w przekazie, nowe Sennheisery dosłownie „połykały” bez żadnych niepożądanych efektów. Zmieniany co chwila sposób nachwytu również nie przynosił istotnych zmian, które wymagałyby interwencji. Z pozoru można by powiedzieć nuda. Natomiast mając z tyłu głowy ilość zmiennych które mają wpływ na finalne brzmienie podczas wykonów z całym składem muzyków, a nie tylko z podkładem, uważam tę nudę za zbawienną. Każdy chyba doskonale wie ile pojawia się ambientu w głównym wokalu czy to z głośno grających piecy gitarowych, czy blach perkusji. Tutaj zdaje się nie będzie tego kłopotu albo przynajmniej będzie ten kłopot znacznie mniejszy niż ten który znamy do tej pory. Swoją drogą nie mogę się doczekać na takie realizacje, z użyciem któregoś z tych dwóch mikrofonów. Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się co wskazać jako różnicę pomiędzy nimi. Ani specyfika charakterystyki kierunkowej cardio vs. supercardio nie daje jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, ani też  magnituda.

Fot. Damian Antoniuk

Fot. Damian Antoniuk

Fot. Damian Antoniuk

Fot. Damian Antoniuk

Fot. Damian Antoniuk

Fot. Damian Antoniuk

Fot. Damian Antoniuk

Fot. Damian Antoniuk

Fot. Damian Antoniuk

Fot. Damian Antoniuk

Fot. Damian Antoniuk

Fot. Damian Antoniuk

Fot. Damian Antoniuk

Oba mikrofony doskonale izolują rękojeść od membrany co daje ogromy komfort w temacie nieprzyjemnych stuków. Jedyne co przychodzi mi na myśl po tych krótkich chwilach spędzonych z MD, to że superkardioida daje nieco więcej pola do popisu świadomym wokalistom w zakresie pracy z efektem zbliżeniowym. To chyba jedyna różnica dająca się stosunkowo łatwo wyłapać w tak krótkim czasie. No może jest też odrobinkę jaśniejsza niż MD 435. Dla mnie jednak oba mikrofony na równych prawach będą bardzo mile widziane na scenie i z przyjemnością przetestuje je w innych warunkach i z kobiecym wokalem dla odmiany, jak tylko sytuacja na to pozwoli. Sennheiser pokazał ewidentnie (przynajmniej na ten moment), że można poprawić coś co i tak jest już dobre i przy okazji nie przekombinować. Oba dynamiczne mikrofony kulturą pracy i szczegółowością zbliżają się bardziej do modeli pojemnościowych niż do swojej kategorii dynamików.