02-12-2019

Jakub Krzywak

Na mikrofony Sontronics trafiłem nie przez przypadek. Od dłuższego już czasu szukałem rozwiązania pt. „własna walizka mikrofonów”. Dzięki, którym oddzielę się od brzmienia tzw „klasyków”. Takie rozwiązanie potrafi nadać indywidualny charakter brzmienia na scenie, ale też ułatwi jego kreację, dzięki powtarzalności mikrofonów. Oprócz aspektów brzmieniowych, nie ukrywam, że czynnik finansowy był także ważny. Dlatego nie należy rozpatrywać tego zakupu jako inwestycji zarobkowej. Przecież jest to narzędzie, mające poprawić brzmienie artysty, z którym współpracuje…

Z marką Sontronics, miałem już do czynienia jakiś czas temu, jednak bliższy kontakt z jej produktami nawiązałem nie tak dawno, dzięki perkusiście Olkowi, który był tak uprzejmy i wypożyczył nam DrumPack na kilka koncertów.

Czy istnieje miłość od pierwszego usłyszenia? Tak. I nazywa się Sontronics DM-1T. Ten pojemnościowy paluszek, powieszony na tomie, czyni cuda, łącząc zalety dynamicznej i pojemnościowej kapsuły. Atak i rozdzielczość oraz bardzo dobra podstawa w dolnym środku i basie. Gęsty na basie a zarazem delikatny w górce. Jeden drobny ruch na EQ i masz świetnie brzmiące tomy. To najbardziej udany mikrofon z całego zestawu.

Po kilku koncertach decyzja była prosta… Dzięki firmie Audiotech zgodziło się i brzmienie i wydana kasa. Po kilku dniach otwierałem już zgrabną walizkę z twardego EBS-u. W skład zestawu wchodzą: mikrofon do „stopy”, 3 x tom, 1 x werbel, uchwyty i łódki. W zasadzie potrzebowałem jeszcze czegoś na Overhead. Idąc za ciosem poszerzyłem kolekcje o STC-10. Szalenie naturalnie grające, małe „pojemniki”. 

Na początek po krótce opiszę to co znalazło się w mojej walizce. W standardowym zestawie znajduje się zestaw: Sontronics DM-1B – mikrofon do stopy, DM-1S – mikrofon do werbla oraz trzech mikrofonów DM-1T które służą do nagłaśniania tomów. Dorzuciłem do tego „paluszek” pojemnościowy Sontronics STC-10.

Sontronics DM-1B to mikrofon pojemnościowy wyposażony w dużą membranę. Świetnie rejestruje cały zakres dynamiki dzięki wysokiej czułości oraz małym szumom własnym. Wyposażony został w tłumik -15dB oraz potrafi zbierać wysoki poziom SPL na poziomie 155 dB! Świetny mikrofon do nagłośnienia stopy, pieca gitary basowej oraz wszystkich instrumentów schodzących w niskie częstotliwości.

Sontronics DM-1S oraz DM-1T to z kolei kardioidalne mikrofony pojemnościowe wyposażone w małą membranę. To mikrofony które idealnie nadają się do nagłośnienia werbla (DM-1S) i tomów (DM-1T). Mikrofony są wyposażone w tłumiki -10dB oraz potrafią obsłużyć SPL na poziomie 135 dB. Te „paluszki” są naprawdę bardzo czułe więc idealnie zbiorą nawet przeszkadzajki, czy większą głębię tomów.

Kolejnym mikrofonem który dobrałem do całego zestawu i o którym wspomniałem wyżej jest Sontronics STC-10. Jest to pojemnościowy mikrofon typu „paluszek”, który został oparty na modelu STC-1. Świetnie się sprawdza podczas rejestracji, czy nagłaśniania gitary akustycznej, skrzypiec, instrumentów dętych czy smyczkowych. Używam ich oczywiście najczęściej do overheadów.

W ogólnej ocenie to ciepło brzmiący set mikrofonów, idealnie wpasowujący się w charakter muzyczny The Dumplings. Bardzo łatwo miksuje się instrument za ich pomocą. 

I tak po kolei idąc: Stopa brzmi mocno jak z subkicka. Mocno osadzona, bez przesadnej zmuły czy jakichkolwiek niepotrzebnych „zgrubień”. To całkowicie inna szkoła brzmienia niż to co znamy z klasycznych rozwiązań. Mikrofon ten słabiej radzi sobie z klikiem. Dlatego warto podeprzeć się dodatkowym mikrofonem do takiego ujęcia.

Ta sama szkoła dźwięku przewodzi w pozostałych mikrofonach. Werblowy z sygnaturą S, pokazuje raczej ciepłe czy jak kto woli ciemne brzmienie instrumentu. Jak ktoś lubi kręcić werbel na tzw. „szmatę”, to ten mikrofon sprawdzi się znakomicie. Co nie znaczy, że nie da się ukręcić wysoko strojonego niskiego werbla. W zasadzie każdy mikrofon ma wiele twarzy i warto eksperymentować z ich aplikacją.

Na koniec dorzucę dwa zdania o STC-10. Powieszone nad bębnami, gładko pokazują dynamikę wysokich rejestrów. Wydają się jakby lekko je kompresowały. Wysoka rozdzielczość pokazuje smaczki blach, nadając ostatni szlif brzmienia zestawu perkusyjnego. Muszę przyznać, że nie wrócę już do „riderowych” klasyków. Nie dlatego że są złe, ale dlatego że własne są lepsze 🙂