04-06-2019

Rafał Szumny

Fusion dostępny jest od kilku miesięcy na rynku, a już zdobył wielu fanów wśród realizatorów i producentów w studiach nagrań oraz w branży broadcastowej na całym świecie. Większość redakcji które miały możliwość przetestowania tego urządzenia podkreślają możliwości oraz jakość jaką oferuje Fusion podsumowując całość jednym zdaniem… MUST HAVE!

SSL Fusion w Studio Centrum

Dzięki uprzejmości Audiotech otrzymałem do testów urządzenie SSL Fusion. Jego podstawowym zastosowaniem jest obróbka brzmienia sumy (lub stemów) stereo aby nadać „analogowego” brzmienia stąd też dopisek producenta na przednim panelu – analogue colour.

Urządzenie jest w formie 2U. Jest dosyć ciężkie i głębokie – nic dziwnego ponieważ zawiera w sobie 5 sekcji „kolorowania” brzmienia. Panel jest bardzo czytelny, a zastosowane przełączniki i pokrętła przyjemnie pracują w palcach. Z tyłu znajdują się dwa wejścia i wyjścia XLR oraz dwa symetryczne inserty opisane jako R/M i L/S – ale o tym później.

Po włączeniu Fusion cieszy oczy błyskającymi przyciskami i jest gotowy do pracy. Prawdopodobnie testuje w tym czasie przekaźniki bo słychać ich charakterystyczne cykanie. To istotne spostrzeżenie – przekaźniki odpowiadają za włączanie i bypassowanie każdej sekcji, a ich obecność obiecuje długą bezawaryjną pracę i przełączanie audio bez zakłóceń.

Urządzenie jest stereofoniczne tak więc wszystkie jego manipulatory również. Przez to nie mamy możliwości niezależnej regulacji dla poszczególnych kanałów. Zgodnie z przeznaczeniem! Dzięki temu wszystko co robimy zastosowane jest równomiernie, nie „mniej więcej”.

Fusiona przypiąłem do wyjścia przetwornika Apogee, a w insert wstawiłem Monster Compressor.

Jako materiał testowy posłużyły różne nasze miksy – jeszcze przed etapem masteringu.

Rzućmy okiem teraz na sekcje Fusiona. Na początku i końcu toru mamy dwa pokrętła Trim. Zależnie od głośności materiału wejściowego możemy dopasować sygnał aby odpowiednio wysterować tor audio. Efekt pracy na urządzeniu zazwyczaj jest głośniejszy od źródła, można to sobie skorygować (jeśli chcemy rzetelnie porównać to nawet musimy) albo i nie 🙂 Kolejne pokrętło zapewne nie będzie często potrzebne: to filtr dolnozaporowy o regulacji do 50Hz. Ale warto mieć pod ręką.

Czystość na panelu – jak przystało na SSL’a

Saturator

Pierwszy koloryzujący element to saturator (przesterowujący delikatnie układ analogowy), jego parametry to drive i density. Drive to estetycznie nasycający overdrive (należy używać z umiarem) natomiast density dodaje solidnej ciężkości w niskim środku co bardzo przydaje się w zbyt „chudym” miksom. Działanie intuicyjnie sygnalizuje kolorowa dioda nad pokrętłami. Podobno oba parametry są od siebie zależne.

EQ

Następnie EQ. Dwie półki – wydawać by się mogło mało, ale tak nie jest. Ponieważ częstotliwości są przestrajalne można znacząco zmieniać balans i charakter dodając powietrza, prezencji, odchudzając lub dokładając bas. Wszystko z SSL’ową precyzją i smakiem. To świeżo zaprojektowany przez nich korektor, ale moim zdaniem udany.

HF compressor

OK… saturacja i EQ to popularne procesy, nie tak jak kolejny: HF compressor. Tutaj bowiem po wybraniu częstotliwości podziału możemy skompresować same wysokie tony, nadając im satynowej gładkości. Jak opisuje producent dodaje to charakteru zniekształceń podobnych do tych powstających podczas nagrań na taśmę. Kompresor szczególnie przypadł mi do gustu na utworach z dużą ilością elektroniki i syntetycznych bębnów. Mechaniczny hi-hat zaczyna gładko „pływac”, a szorstkie synthy zyskują gładkość w górze.

Procesor

Procesor przestrzeni to matryca M/S pozwalająca na balans po pomiędzy sygnalem MID, a SIDE. Możemy regulować przestrzeń (Space) i szerokość (width). Ten moduł nie zrobil na mnie szczególnego wrażenia. Nie odczułem znaczącej poprawy przestrzeni. Możliwe, że np. dobrze radzi sobie na miksach koncertowych albo dość wąskich – tego nie sprawdzałem. Moje były juz szerokie same w sobie.

Transformer to przycisk przełączający tor sygnałowy przez transformator, który nadaje swojego charakteru nagraniom. Różnica jest bardzo subtelna, ale zdecydowanie na plus. Nie udało mi się pozostawić go w bypassie 🙂

Insert

Tutaj można trochę poszaleć – w trybie normalnym wpinamy tu na przykład bus compressor i sklejamy cały mix. Natomiast dzięki Fusionowi możemy insert przestawić w mid/side. Ja wtedy przełączałem kompresor w tryb dual, kompresowałem osobno sygnał centralny i boczny z różnymi parametrami dla obu. Bardzo kreatywna opcja.

Podsumowanie

Musze przyznać że SSL Fusion jest nowym urządzeniem jakiego jeszcze nie było. Odpowiada na potrzeby studiów hybrydowych, ale stanowi świetny front-end dla ludzi pracujących w całości na komputerze. Zastosowane w nim procesy są nowatorskie i wycelowane w typowe „problemy” miksowania ITB jak aksamitna góra, okrągły bas czy nieagresywna saturacja. Tego smaczku którego oczekuje się od urządzeń analogowych. Pamietajmy, że nie jest to cudowna skrzynka, nie naprawi nam miksu, a efekty prawidłowego zastosowania są subtelne. Jednak przepuszczenie materiału przez Fusiona, minuta manipulowania gałkami, a potem porównywanie efektu przed/po zawsze wywołało uśmiech na mojej twarzy.

Cena Fusiona jest moim zdaniem atrakcyjna. Wiem, ze to może być cena samochodu (pojazd o tej samej nazwie posiadałem 🙂 ale oszacowałem, że do uzyskania tak przyjemnego efektu musiałbym spiąć co najmniej 3 dobre urządzenia i przynajmniej 2 pluginy. Jeśli miałbym coś skrytykować to ciężko się do czegokolwiek przyczepić. Gdyby tak na końcu był jeszcze limiter i przetwornik AD to ten „zwierzak” wypluwałby gotowe albumy 🙂 Pomarzyć zawsze można!